czwartek, 22 stycznia 2015

Browar Królewska Piwoteka - Królewska Piwoteka i Czarny Wdowiec

     W momencie kiedy czytacie te słowa, opisanie w tym tekście piwa już dawno okupują sklepowe półki (albo co bardziej prawdopodobne – znikają z nich szybciej niż pieniądze w moim portfelu w piątkowy wieczór), ale dopiero teraz udało mi się odzyskać napisany prawie dwa tygodnie temu tekst. Słyszeliście kiedyś, żeby nie wyjmować pendrive'u wprost z portu USB, bez uprzedniego „odmontowania” go? Tak, ja też się z tego śmiałem i nie wierzyłem, że coś się może stać – np. że znikną z niego pliki, a w szczególności pliki z recenzjami piwa... Na szczęście lata mieszkania pod jednym dachem z młodszymi siostrami psującymi wszystkie dostępne w domu komputery nauczyły mnie ich naprawiania, odzyskiwania utraconych danych i cierpliwości godnej buddyjskiego mnicha.

     Oczywiście również moja cierpliwość ma swoje granice – w szczególności, gdy chodzi o piwo! Niemniej wytrzymałem kilka dni przechowywania piw otrzymanych od Browaru Piwoteka (dzięki!) w lodówce. A było to trudne, zważywszy na to, że jedno z nich miało być jednym z najbardziej, jak nie najbardziej goryczkowym polskim piwem... Jak smakują Królewska Piwoteka i Czarny Wdowiec?

Browar Piwoteka, Królewska Piwoteka

     Najpierw mała uwaga: to piwo w sklepie wygląda inaczej, jednak w momencie wysyłki docelowe etykiety nie były jeszcze gotowe, a coś nalepić na piwo przecież trzeba :) Niemniej zamieszczono tutaj wszystkie niezbędne informacje, wraz z dokładnym składem, parametrami oraz dykteryjką. A parametry ma niebagatelne – 18,5% ekstraktu i 8,5% alkoholu, do chmielenia użyto zaś chmieli niemieckich i amerykańskich.

     Królewska Piwoteka jest efektem kooperacji lub - jak wolą niektórzy – kolaboracji Browaru Piwoteka z Janem Olbrachtem. A jest to, lub w zamyśle miał być, dubeltowy pszeniczny koźlak, czyli jak powiedziałyby osoby władające językiem wprost z ojczyzny Bolidów Młodzieży Wiejskiej „weizendoppelbock”. Dlaczego w zamyśle miał być? Ponieważ, jak dla mnie, ostatni człon z określenia stylu śmiało można tutaj wykreślić. Nie ma co się tutaj doszukiwać nut koźlakowych, może tylko delikatny, ale to naprawdę delikatne niuanse karmelowe.

     Ale czy można z tego robić zarzut, gdy mamy do czynienia z naprawdę dobrym piwem? Powiem tak: co jakiś czas przez piwny światek przetacza się dyskusja dotycząca tego, czy piwo ma być przede wszystkim smaczne, czy przede wszystkim zgodne ze stylem. Ja nie jestem „style nazi” i stoję na stanowisku, że przede wszystkim to smak się liczy! A czy nazwiemy to piwo doppelweizenbockiem, doppelweizenem czy weizenmüllkorbem, nie zmienia to przecież jego smaku. Dobra, to poza brakiem koźlaka w tym piwie, jak smakuje?

     Przede wszystkim wita nas tutaj p
otężny, drożdżowo-bananowy zapach z wyraźnie wyczuwalną nutą skórki od chleba. Usta zastygają w uśmiechu na samą myśl o tym, co je czeka, gdyż "pszenice" najbardziej lubię właśnie w takiej wersji - ciężkiej, treściwej, chlebowo-drożdżowo-bananowej. I smak to potwierdza, może poza ciężkością – Królewska Piwoteka jest dosyć zdradliwa, dopiero szum w głowie przypomina o jej mocy. Czyli: piwo smakuje jak hefe-weizeny, tylko bardziej intensywnie. Goryczka oczywiście niska, acz wyczuwalna. 

     Ale są też i minusy. Drobne, ale są. To, co widać od razu: n
iska piana, która znika w okamgnieniu. To, co czuć dopiero po chwili: jednak po przełknięciu zostaje na podniebieniu lekki odalkoholowy posmak, ale to pewnie jest kwestia braku ułożenia piwa – piłem je jako bardzo świeże. Pewnie gdy trafiło do sklepów, jest już lepiej ułożone.
     Ogólnie - bardzo fajne piwo.

Moja ocena: 7,5/10


Browar Piwoteka, Czarny Wdowiec

     Tutaj producent przechwala się, że piwo ma 115 IBU (jednostek goryczki). Czyli: cholernie dużo. Dość powiedzieć, że przyjmuje się, iż ludzki język powyżej 120 już nie jest w stanie ogarnąć różnicy, czy piwo ma tego IBU 125 czy 200... Niemniej jeśli wysoka goryczka kontrowana jest sporą słodowością piwa, czyli głównie w piwach bardzo ciężkich i mocnych, nie jest aż tak odczuwalna. Tutaj jednak mamy do czynienia z lekkim stoutem, więc nie może być o tym mowy!

     No tak, nie ma mowy. W pierwszym momencie Czarny Wdowiec smakuje, jakby ktoś natarł szczotkę ryżową ekstraktem z chmielu i postanowił taką szczotką ostro szorować nam język. Jednaj człowiek jest się w stanie przyzwyczaić do wszystkiego, a więc gdy język przestanie błagać o litość, dochodzą do głosu raczej spodziewane smaki: czekolada (gorzka), kawa (bez cukru), nuty palone. Jednak aż do dna szklanki, którą opróżniłem w mniej niż 10 minut, smak nie daje nam zapomnieć o potężnym nachmieleniu.

     To piwo jest tym dla hopheadów, czym dla miłośników ostrych smaków są papryczki o cholernie wysokiej zawartości kapsaicyny. Więc jeśli należysz do miłośników ostrej, może wręcz przegiętej goryczki: bierz w ciemno. Jeśli jednak nie – obniż ocenę o 8, albo i 12 punktów, bo po dwóch łykach będziesz miał/a dość tego piwa.

Moja ocena: 8/10


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz