Jakie jest najlepsze polskie piwo? Oczywiście nie ma na to pytanie
odpowiedzi. Ile ludzi, tyle gustów, tyle opinii... Nie jestem nawet w
stanie wskazać swojego ulubionego piwa. Tak jak nie potrafię
wskazać swojej ulubionej potrawy. Raz mam ochotę na chilli con
carne, innym razem sushi, a czasem chamski schabowczak w grubej
panierce jest tym, co w danym momencie zasmakuje mi najbardziej. I tak jest też z
piwem! Niemniej są piwa inne, niż wszystkie; piwa, które się
kocha albo nienawidzi, które często są niepodobne do niczego innego. Albo po prostu wywalają z butów. Jednych w sensie
pozytywnym, innych skłonią do splunięcia trzy razy przez lewe
ramię, by odczynić zły urok i następnie wylania piwa z dala od
ludzkich siedzib. Piwa, które nikogo nie pozostawią obojętnym lub
obojętną.
Starałem się wybrać piwa, które da
się otrzymać bez pielgrzymek do wszystkich sklepów piwnych i knajp
w promieniu 300 km – wszystkie wymienione byłem w stanie kupić w lokalnych barach i sklepach przez ostatni miesiąc czy dwa.
1. Deep Love
Owoc współpracy piwowarów polskich i
norweskich, uwarzone w Gościszewie przez kooperantów z AleBrowaru i
Nøgne.
Styl tego piwa został określony jako West
Coast Belgian Rye IPA (w skrócie: WCBRIPA). Wprawdzie brzmi to jak
zaklęcie z jakiejś gry komputerowej albo nazwa amerykańskiego
składu hip-hopowego, ale jest to piwo uwarzone przy pomocy
belgijskich drożdży, przy udziale słodu żytniego i amerykańskich chmieli... A żeby było jeszcze bardziej kosmopolitycznie, IPA to
przecież klasyczny styl angielski. A piwo zostało stworzone przez Polaków i
Norwegów... Słowem – multikulti pełną gębą! A jest to przede
wszystkim chmielowa bomba bardzo złożona w smaku, gdzie możemy
znaleźć akcenty i nuty typowe dla stylów związanych ze wszystkimi
miejscami, skąd pochodzą składniki, a udział żyta gwarantuje
sporą aksamitność, a wręcz oleistość piwa. Efekt „wow” albo
„o k**** jakie to gorzkie” gwarantowany!
2. Imperator
Bałtycki
Opisywany
przeze mnie na blogu dwa razy: tu i tu. Jest to piwo gęste jak
syrop, mocne jak Barcelona w piłkę z właściwie niewyczuwalnym
alkoholem, co mogłoby się skończyć źle w przypadku wypicia
większej jego ilości; na szczęście butelka ma tylko 0,33 l, więc
można pić spokojnie. A jest to po prostu ekstremalnie ciężki
porter bałtycki przyprawiony chmielami z ojczyzny Chucka Norrisa.
Wydawać by się mogło, że to nic takiego – a jednak!
3. Gród Króla (albo inny
„grodzisz”)
4. Koniec Świata
(zdjęcie ze strony www.browarpinta.pl)
Piwo Pinty w stylu fińskim (sahti)
fermentowane przez drożdże... Piekarnicze. Filtrowane przez gałązki
jałowca i z dodatkiem jego owoców, gęste, dosyć mocne (8%
alkoholu), prawie bez gazu. W dzień premiery nalewane do szklanek
wprost z wiadra przy pomocy chochli! Jednocześnie słodkie, gorzkie
i kwaskowate. Na upartego przypomina jakieś ekstremalnie udziwnione
piwo pszeniczne... Niektórzy uważają to za niepijalną piwną
aberrację, inni – za świetne, mocno rozgrzewające i krzepiące
piwo.
5. Happy Crack
Ciemna wersja Końca Świata, tym razem
uwarzona we współpracy z Pracownią Piwa. Podobnie jak „jasny”
kuzyn jest bardzo ciężkie i gęste, ale tym razem znacznie ciemniejsze i z
dodatkiem chmielu Amarillo, czyli jednego z najpopularniejszych
chmieli amerykańskich. Oraz z... Pędami sosny. Właściwie to
smakuje mniej-więcej, jakbyśmy w Końcu Świata rozpuścili kilka
kostek czekolady i dodali igliwia wprost ze świeżej sosenki. I
ponownie – mocne i cholernie zdradliwe, gdyż alkoholu w nim
właściwie w ogóle nie czuć.
6. Winchester
Chyba „najnudniejsze” piwo z całego
zestawienia. Dlaczego najnudniejsze? Bo nie ma dziwnych dodatków,
nie jest niesamowicie ciężkie czy mocne (chociaż 8,4% to nie
przelewki). Dlaczego więc tutaj o nim piszę? Gdyż Faktoria
zaserwowała nam po prostu bardzo, bardzo smaczną imperialną IPA'ę,
która stanowi aromatyczną bombę i jest jednym z najmocniej
nachmielonych polskich piw.
7. Dwa Smoki
I jeszcze jedno piwo, które nie jest
przesadnie odjechane (chociaż zawiera kolendrę i rumianek), ale za
to bardzo, ale to bardzo „pijalne”, a jednocześnie stanowi coś
ciekawszego, niż kolejne american india pale ale. A to dlatego, iż
jest to, jak deklaruje Pracownia Piwa, white IPA – czyli mieszanka
witbiera z IPA'ą. I faktycznie – obok mocnego nachmielenia
(oczywiście chmielami amerykańskimi, które zapewniają wyraźne
posmaki cytrusowe i żywiczne) mamy tutaj kwaskowatość i
orzeźwienie typowe dla witbierów. W lecie, gdy było dostępne
tylko kranu – stąd brak na zdjęciu butelki – było to jedno z
najczęściej pitych przeze mnie piw.
8. Smoky Joe
Last, but not least. Tym razem
AleBrowar. Piwo, w przypadku którego blogerzy prześcigają się w
wymyślaniu coraz bardziej wymyślnych smakowych i aromatycznych
porównań. Wśród skojarzeń najczęściej pojawiają się spalona
opona, topiący się asfalt, torf, płonący telewizor, przepalone
kable. A mamy tu do czynienia z mocno wędzonym stoutem uwarzonym z
udziałem słodu whisky. Nie wiem, jak was, ale mnie już same te
skojarzenia zachęciłyby do spróbowania tego piwa... Ale to jest
napój dla piwnych twardzieli, którzy niejedną wędzonkę już
przepili. Piwo z gatunku: stanie się jednym z ulubionych – albo
najbardziej znienawidzonych. Your choice.
W sprzedaży jest też dedykowana temu piwu czekolada, widoczna na zdjęciu.
Znacie wymienione piwa i podzielacie moje zdanie? A może dodalibyście jakieś od siebie?
W sprzedaży jest też dedykowana temu piwu czekolada, widoczna na zdjęciu.
Znacie wymienione piwa i podzielacie moje zdanie? A może dodalibyście jakieś od siebie?
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz