Z okazji nadchodzących, a właściwie już trwających świąt życzę Wam wszystkim, drodzy czytelnicy (czyli pewnie tylko mojej matce i dwóm kolegom), dużo rodzinnego ciepła i zimnego (ale nie za bardzo!) piwa. By Wam się w życiu wiodło, praca dawała satysfakcję, rodzina pociechę. Poza tym życzę:
-piwowarom domowym, by ich piwa nigdy nie miewały infekcji, surowce były zawsze wysokiej jakości, drożdże żywotne, żadnych kwasiżurów i dużo frajdy z babrania się w garach;
-piwowarom domowym, by ich piwa nigdy nie miewały infekcji, surowce były zawsze wysokiej jakości, drożdże żywotne, żadnych kwasiżurów i dużo frajdy z babrania się w garach;
-browarom, by warzyły same dobre piwa, zdobywały nagrody w piwnych konkursach, by ich piwa podbijały świat, a cały biznes był coraz bardziej opłacalny;
-konsumentom, by browarów było coraz więcej i więcej, piwa trzymały równy poziom i były coraz szerzej dostępne i tańsze. I nie powodowały kaca;
-blogerom, by stale poszerzało się grono ich czytelników, weny nigdy nie brakowało, a za te mityczne zarobki z blogerskiej działalności móc kupić sobie apartament na Costa Brava i prywatny odrzutowiec;
-pubom, by z ich kranów lały się wyłącznie pyszne piwa, by piwosze walili do nich drzwiami i oknami, no i by ten ciężki biznes przynosił krociowe zyski. I klientów nie awanturujących się;
-piwnym sklepom, by wyedukowane piwnie społeczeństwo chętniej kupowało te wszystkie dziwaczne piwa z syropem bekonowym i kawałkami klonów (czy jak to było);
-hejterom, by mieli co hejtować, a i by im żyłka nie pękła.
A teraz życzenia specjalne, czyli krótkie kryptorecenzje (ale same piwa świąteczne, więc ujdzie):
Browarowi Schwanenbräu Burgebrach życzę, by uwarzony przez nich Weihnachtsbock, czyli świąteczny koźlak, był... Jakikolwiek. Bo ten, którego piję, jest nijaki do bólu. Smakuje jak głęboko odfermentowany, mocny (6,9%), koncernowy lager. Bez jakichś szczególnych wad, ale i bez zalet. Lekka słodowość, rozgrzewający przełyk (i trochę weń drapiący) alkohol, a poza tym z tego piwa zionie pustka jak z umysłów uczestniczek Jersey Shore. Więc życzę browarowi, bym następnego jego piwu mógł wystawić wyższą ocenę, niż:
Moja ocena: 4,5/10
Browarowi Zawiercie życzę kolejnych udanych eksperymentów. Piwo Jurajskie Świąteczne, czyli ciemny ale z dodatkiem miodu, chili i kakao to pierwsze piwo z chili, którego nie wylałem do zlewu. Niby to jest dopiero moje czwarte piwo tego typu (po Sachsenbergu, amberowskim chili porterze i jakimś chili piwie z ostrawskiego minibrowaru), jednak pierwsze, w którym to chili mi pasuje. Lubię ostre potrawy, ale jednak smak ostry to nie taki, którego szukam w piwie. A tutaj chili jest obecne, ale nie dominujące, czuć przede wszystkim kakao, lekką popiołowość i - tutaj jestem zaskoczony - miodu nie czuć prawie w ogóle (a etykieta mówi, że stanowi aż 21% ekstraktu). Prawda jest taka, że to piwo nie smakuje jak piwo! Raczej kakao z chili; może też przywołać na myśl piwo Szoko z Kormorana. Z tym, że w wersji piekącej w gardło. Tak czy siak - wypite z przyjemnością, a z powodu moich dotychczasowych podejść do piw z chilli spodziewałem się, że tym piwem pożywią się kanałowe szczury. Miłe zaskoczenie.
Moja ocena: (niech będzie, święta są) 7/10 (z adnotacją, że ciężko coś takiego ocenić i przyrównać do innych piw).
P.S. No i nietypowa dla piw z serii Jurajskie butelka NRW, czyli taka, jakich używa Pinta. I jednocześnie chyba pierwsza etykieta z tego browaru (poza pintowymi!), która mi się podoba.
P.P.S. A piwo Wesołych Świąt pamiętacie? :)
Ja też czytam - to jest nas już czworo. Należy Ci się nagroda za popularnoś!
OdpowiedzUsuńJa życzę sobie, żeby w moim mieście były knajpy, w których można się napić piwa, a nie tylko tyskolechów. I żebym miała czas do nich chodzić. A Tobie życzę, żebyś nie wylądował na odwyku ;)
PS Szoko, nie Shoko :)
Racja, poprawiam!
UsuńA z knajp macie Rino :)