
Będąc w Pradze miałem przyjemność odwiedzić jeden z tamtejszych sklepów z piwami rzemieślniczymi - Pivni Galerie. Co ciekawe, w sklepie tym można było nie tylko kupić, ale także degustować piwo na miejscu (sklep dysponuje zapleczem sanitarnym). Co równie ciekawe, można tam dostać także piwa z PINTY i AleBrowaru - i to w cenach mniej-więcej takich, jak w Polsce, o ile nie trochę niższych! W krótkiej rozmowie sprzedawca dodał też, że piwa te sprzedają się tam bardzo dobrze.
Zaopatrzyłem się tam w kilkanaście piw, wybieranych raczej losowo. Część wypiłem ot tak, część "poświęciłem" w celu stworzenia tego wpisu - a także kolejnego dotyczącego czeskich piw, który pojawi się już niebawem.

Zanim zdążyłem odkręcić do końca zakrętkę zwaną też korkiem (jak widać – piwo jest w butelce PET) moje nozdrza zostały niemalże odurzone/uderzone potężnym, chmielowym zapachem. Jak się okazało, wraz z pierwszym uderzeniem zapach ten uleciał prawie w całości... I to chyba razem ze smakiem. Piwo jest mało wyraziste zarówno na języku, jak i w nosie. W oczach też nie jest najlepiej – piany tyle co w coca-coli. Wąchając da się wyczuć lekki, ziołowo-cytrusowy zapach (przyjemny, ale – jak wspomniałem – bardzo mało wyrazisty). Goryczka jest nikła, niewyczuwalna, jest także (znowu nikła...) słodowość, posmak skórki od chleba i tyle. Gazu też jakby za mało. Do tego prawie nie ma „ciała” - rozumiem, że „jedenastka” nie ma być gęsta jak atmosfera skandynawskich kryminałów, ale tutaj piwo smakuje, jakby ktoś z premedytacją dolał do niego wody.
Do obiadu albo na upał może być, ale nic ponadto.
Moja ocena: 5/10
Kolejne piwo z browaru U Bizona goszczące na tym blogu. Właściwie to otwierając je trochę się wystraszyłem – na etykiecie jest jakieś dziwne straszydło, będące połączeniem pająka z pomidorem albo soczystym pryszczem. Nie wiem, co miał na myśli grafik projektując tę etykietę, ale zaliczyłem moment zawahania. Ten sam browar zrobił piwo z yerba mate, a dzień wcześniej piłem piwo z czosnkiem... Oby to nie było faktycznie piwo z pomidorem (albo pająkami)! Na szczęście mamy tutaj do czynienia po prostu z amber ale (?). Bardzo delikatnym, niezbyt mocno nachmielonym. W zapachu są delikatne cytrusy i takież w smaku. Iglaków brak. Można wyczuć jeszcze karmel i jakiś nieprzyjemny zapach kojarzący się ze chemikalami szpitalnymi z domieszką kapusty. Całość robi raczej średnie wrażenie.
Moja ocena: 5/10
Dobra, ja tutal o ejlach-srejlach, a to przecież nie z nich słyną Czechy. Jak Czechy, to przede wszystkim pilsy i lagery, czyli po czesku lezaki. Wprawdzie nasi południowi sąsiedzi słyną raczej z lżejszych odmian tego piwa, jednak i u nich można trafić nieco mocniejsze i cięższe wersje. Piwo, które zagościło w moim małym kufelku, niestety na kolana nie powala. W smaku przypomina mi nasze lagery z np. Krajana, czyli słodowość górująca nad goryczką, lekki kwasek, zbyt mocne wysycenie i aromat niekoniecznie ładny. Piwo, mocno schłodzone, może być niezłym napojem gaszącym pragnienie w lato, ale poza tym – jest przeciętne i nudne.
Moja ocena: 5/10
Uff, trzy mocno przeciętne piwa. Mam nadzieję, że kolejne będą lepsze.
P.S. W tle kryptoreklama PINTY, ale gwarantuję, że nie zapłacono mi za nią (jakby co - chętnie podam numer konta). Piwa w tym czeskim sklepie dostałem w pudle po Oto Mata IPA.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz