wtorek, 8 października 2013

Prawdziwy smak lata?

     Kiedy rok temu koncerny piwowarskie wypuszczały na polski rynek kolejne radlery, shandy i inne miksy piwa z sokiem owocowym czy raczej aromatyzowaną wodą, z powątpiewaniem kręciłem głową, nie wierząc, że mają one u nas szanse powodzenia. W kraju, gdzie przeciętny konsument patrzy raczej na stosunek ceny do procentów, dwu czy trzyprocentowe piwo nie powinno odnieść sukcesu. A jednak! Jak Polska długa i szeroka Warki Radler, Lechy Shandy i inne tego typu (po)twory szturmem zdobyły plaże, biwaki i grille. Mężczyźni i kobiety, dresy i hipsterzy – miks piwa i lemioniady stał się prawdziwie egalitarnym napojem. Pokuszono się nawet o wypuszczenie „sokowej” wersji piwa Wojak. Czy zatem można się dziwić, ze także mniejsze browary postanowiły iść za tą modą? Przed Państwem Ciechan Shandy.


     Tutaj warto zauważyć, że niektóre mniejsze browary mają już na koncie miksy piwa z sokiem. Całkiem niezły Cornelius Grapefruit jest obecny na rynku już od dłuższego czasu i nie wygląda na to, by miał z niego zniknąć; wręcz przeciwnie – są już kolejne wersje Corneliusa, tj. bananowy i cytrynowy. Browar na Jurze ma w swoim portfolio piwo o smaku jabłko-mięta. Do tego dochodzi cała armia Magnusów z Browaru Jagiełło. 

     Czy to jest właściwie jeszcze piwo? Tak, to jest piwo. Słodkie i zmieszane z napojem sokopodobnym w proporcji 50:50 lub nawet 40:60, niezgodne z niemieckim Reinheitsgebot , ale jednak piwo. I tutaj muszę się przyznać – w lecie lubiłem od czasu do czasu wypić sobie rzeczonego Corneliusa Grapefruitowego lub nawet Warkę Radler, mimo że to drugie za bardzo w smaku przypominało chemiczną oranżadę. W upale taki wynalazek jest całkiem niezły. Dziwię się więc, że Ciechan postanowił wypuścić swoją wersję shandy pod koniec lata, kiedy o upały trudniej niż o mięso w tanich parówkach. A jak smakuje to cudo?

     Cóż. Piany toto prawie nie ma, w aromacie zalatuje chemicznym miodem. Zresztą producent uczciwie przyznaje, że lemoniada użyta w tym piwie to w istocie woda, cukier i aromat miodowo-cytrynowy; czyli z grubsza to samo, co tanie oranżady z dyskontów. I takiż jest też smak! Lekko kwaskowaty, lekko miodowy. Mocno gazowane. Po prostu jak tania oranżada. Piwa tutaj w ogóle nie czuć.  

     Jednocześnie pije się to całkiem znośnie. Wprawdzie na zewnątrz temperatura zachęca raczej do sięgnięcia po herbatkę z prądem niż po orzeźwiający napój, ale jednak nie jest to rzecz niesmaczna; w lecie musi być naprawdę super. Oceny jednak nie wystawiam, gdyż nie ma to tutaj sensu – po prostu: lubisz tanią marketową oranżadę – polubisz i Ciechana Shandy. Ale z drugiej strony: oranżada w Biedronce czy innym Lidlu kosztuje pewnie mniej niż złotówkę, więc po co przepłacać?

1 komentarz :

  1. jeżeli ktoś lubi radlery to Ciechan Shandy zdecydowanie najlepiej smakuje ze wszystkich smakówek. taki mały browar zawstydził lecha i warkę :))))))

    OdpowiedzUsuń