
Swego czasu wśród piwnych forumowpisywaczy wybuchła zażarta dyskusja na temat blasków i cieni „piwnej rewolucji”. Niektórzy narzekali, że co im po witach-sritach, ipach-sripach i stoutach-srautach, skoro w dalszym ciągu nie można się napić
dobrego, polskiego pilsa (srilsa?). Niejako naprzeciw tym oczekiwaniom wyszedł
Browar Gościszewo, który zaserwował nam piwo o przydługiej nazwie
„Pils Single Hop Hallertauer Mittelfrüh”. Nazwa ta oznacza nic innego, jak pilsa chmielonego jedną tylko odmianą chmielu – niemieckim Hallertauer Mittelfrüh (nawet nazwa chmielu brzmi w tym języku jak wyrok śmierci). Jak browar znany szerzej przede wszystkim z warzenia piw dla
AleBrowaru poradził sobie z tym wyzwaniem?

Dobra, trochę pojechałem tym, że browar znany jest głównie z powodu AleBrowaru. Prawda jest taka, że po raz pierwszy zetknąłem się z nim już lata temu, kiedy w jednym z gdyńskich barów dla portowców poczęstowano mnie piwem
Rycerz (o ile mnie pamięć nie myli, prosto z beczki kosztowało wtedy 3 złote). To był jeden z tych barów, gdzie obcy są raczej niemile widziani, wchodzą drzwiami, a wychodzą oknem; a ja z wesołą miną na twarzy powiedziałem do barmana, że jestem turystą i chcę spróbować czegoś miejscowego. Miejscowe mogłem dostać znieczulenie po wiszącym w powietrzu „oklepie” (od miejscowych) lub właśnie Rycerza, który wówczas mnie zachwycił. A że swojemu zachwytowi dałem wyraz werbalny, to miejscowi bywalcy zaakceptowali mnie jako „swojego”.
Tyle romantycznej historii z przeszłości, a teraz do rzeczy. Etykieta jest bardzo fajna. Stonowana, ale jednocześnie nie nudna; mamy tutaj informację o
IBU (czyli z grubsza goryczce),
zalecanej temperaturze spożycia (nie dostosowałem się, taki ze mnie buntownik), a nawet
rysunek proponowanego szkła. Po otwarciu butelki w nozdrza uderzył
zapach przywodzący na myśl raczej IPA’ę, niż pilsa. Mocno
chmielowo-ziołowy, lekko słodowy. W smaku było równie dobrze.
Przyjemna goryczka, dosyć
mocna jak na polskie próby zmierzenia się z pilsem, ale jednocześnie nie przysłaniająca
lekkiego, słodowego ciała. Piwo wchodzi bardzo gładko, a że nie jest wodniste i przesadnie wysycone, to znika ze szklanki bardzo szybko. Nie jest to na pewno piwo wywalające z butów, ale jakby tak smakowały inne polskie piwa sygnowane na wyrost słowem „pils” (jak np. Tatra Pils…), to sięgałbym po nie dosyć często. A że tak nie jest, to na pewno będę wracał do
Pilsa Single Hop Hallertauer Mittelfrüh. Ale w sklepie, by nie połamać sobie języka, będę raczej prosił o "to piwo z zieloną etykietą"...
Moja ocena: 7,5/10
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz