Jestem
człowiekiem poszukującym. Poszukującym swojej ścieżki przez
życie, drogi do indywidualnego szczęścia; szukającym odpowiedzi,
ale i pytań. Dążącym do poznawania wciąż nowych wrażeń,
nowych miejsc, nowych ludzi. Nowych smaków. I to poszukiwanie nowych
smaków każe mi wciąż próbować, próbować, próbować, gdy
tylko trafię na cokolwiek, czego nie znam. Stąd w ekspresowychrecenzjach po lewej stronie tego tekstu możecie znaleźć zarówno
opisy żulpiw za złotypindziesiont pitych przez meneli i studentów,
jak i wysmakowanych piwnych rarytasów, które z umiłowaniem
spożywają brodaci piwni geekowie.
Kasztelan Niefiltrowane
Cóż za miła odmiana po Kasztelanie Niepasteryzowanym, który jest tak odfiltrowany ze wszystkiego, że
jakby był jeszcze tylko trochę mocniej przefiltrowany, to zostałaby
chyba sama woda z alkoholem! Tym bardziej, że niefiltrowanych
koncerniaków mamy jak na lekarstwo, chociaż np. u naszych
południowych sąsiadów są one całkiem popularne. Pisząc te słowa
jestem po przejechaniu w szybkim tempie 30 kilometrów na rowerze w
upale takim, że mózg od niego wypływa uszami – a w takim stanie
piwo „wchodzi” świetnie do tego stopnia, że miałbym ochotę na
cały karton... Ale nie tego. Chociaż karton tu jest dobrym
skojarzeniem, gdyż w tym piwie jest wyraźny posmak, no właśnie,
mokrego kartonu. Miałem nadzieję na posmak drożdżowy, chlebowy,
na ten cały szajs, który tak lubię w niefiltrowanych lagerach –
a tutaj tego wszystkiego po prostu nie ma! OK, jest mniej wodniste od
innych przemysłowych piw. Nie ma też tego irytującego (mnie)
kwasku i chamskiego wysycenia (nagazowania). Ale tutaj pozytywy się
kończą. Piwo jest zwyczajnie słabe. W ogóle w smaku wydaje się
jakieś takie... Sztuczne. I przypomina wyroby z browaru w
Głubczycach. A to nie jest komplement.
Moja ocena: 3/10
Kasztelan Chmielowe
Pierwsze wrażenie jest w
porządku. Pachnie fajnie, chmielowo. Przez chwilę. Nie buzuje może
intensywnością aromatów jak nastolatek hormonami, ale – mimo że przyjemny zapach po chwili się ulotnił – pozytywnie nastawia do dalszej
konsumpcji. I w smaku to samo co w zapachu – czyli najpierw „ooo,
nie jest źle!”, które po chwili ustępuje miejsca „eee, jednak
jest”. Bo tak: pojawiła się przyjemna chmielowa goryczka, lekka
słodowość i całość sprawiła wrażenie nawet dobrego i
orzeźwiającego, ale po chwili pozytywne wrażenie zostało zalane
przez okrutną wodnistość i poprawione (a właściwie pogorszone) kwaskiem. No dobra, wypite
zimne w upale nawet daje radę; ale szkoda mi życia na picie takiego
piwa.
Moja ocena: 4/10
Kasztelan Białe
No i czas na gwiazdę wieczoru! Cóż
to może być? Witbier? Hefe-weizen? Lager z pszenicą? Jeszcze inny
czort? Nie wiadomo. Producent nie pokusił się na zamieszczenie
pełnego składu czy chociaż napisanie, czy jest to piwo dolnej, czy
górnej fermentacji. Chociaż starczyło mu miejsca na korpobełkot. Ale dobra, hejt hejtem, ale piwo wcale nie jest złe!
Ba, jest na swój sposób nawet dobre. Przypomina koncenowe
pszeniczniaki, które można z łatwością dostać w wielu krajach
Europy. Czyli jest niezbyt treściwe, wyraźnie kwaskowate, jednak
przewija się i jakiś zbożowy posmak i inne nuty kojarzone z piwami
pszenicznymi, jakieś goździki – oczywiście z uwzględnieniem tego, że piwo ma
trafić do masowego odbiorcy, czyli smaki te są mało intensywne.
Przypomina Okocimia Pszenicznego – którego notabene dawno nie
widziałem na sklepowych półkach. A to nie było złe piwo.
A w tej cenie – myślę, że jeszcze się skuszę. Jako piwo towarzyszące grillowi albo ławeczce w parku będzie w sam raz.
A w tej cenie – myślę, że jeszcze się skuszę. Jako piwo towarzyszące grillowi albo ławeczce w parku będzie w sam raz.
Moja ocena: 5,5/10
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz