czwartek, 18 czerwca 2015

Kasztelan Specjały, czyli korpo z natury

     Jestem człowiekiem poszukującym. Poszukującym swojej ścieżki przez życie, drogi do indywidualnego szczęścia; szukającym odpowiedzi, ale i pytań. Dążącym do poznawania wciąż nowych wrażeń, nowych miejsc, nowych ludzi. Nowych smaków. I to poszukiwanie nowych smaków każe mi wciąż próbować, próbować, próbować, gdy tylko trafię na cokolwiek, czego nie znam. Stąd w ekspresowychrecenzjach po lewej stronie tego tekstu możecie znaleźć zarówno opisy żulpiw za złotypindziesiont pitych przez meneli i studentów, jak i wysmakowanych piwnych rarytasów, które z umiłowaniem spożywają brodaci piwni geekowie.

     Po tym przepełnionym patosem wstępie czas spuścić nieco powietrza. Nie chodzi wszak o głębokie myśli pisane helveticą na tle obrazka ze stockphoto (a to jest mójulubiony), a o piwo. Koncernowe. Nowe Kasztelany. Aż dziwne, że rzucone na rynek bez żadnej szeroko zakrojonej kampanii reklamowej, gdzie wąsaty piwowar przetaczając drewniane beczki opowiada o pierdylionletniej tradycji warzenia piwa, selekcji najlepszych kłosów jęczmienia wprost z ociekających pięknem mazurskich pól, wybieraniu tylko najszlachetniejszych odmian chmielu i tym podobnych korpobzdur, których nie łyknąłby nawet młody pelikan. A mowa o Kasztelanie Chmielowym, Niefiltrowanym i Białym. Oczywiście najciekawiej zapowiada się ten ostatni, chociaż (a może właśnie dlatego), że nawet nie wiadomo, czy to hefe-weizen, czy tylko lager z dodatkiem pszenicy?



Kasztelan Niefiltrowane


     
     Cóż za miła odmiana po Kasztelanie Niepasteryzowanym, który jest tak odfiltrowany ze wszystkiego, że jakby był jeszcze tylko trochę mocniej przefiltrowany, to zostałaby chyba sama woda z alkoholem! Tym bardziej, że niefiltrowanych koncerniaków mamy jak na lekarstwo, chociaż np. u naszych południowych sąsiadów są one całkiem popularne. Pisząc te słowa jestem po przejechaniu w szybkim tempie 30 kilometrów na rowerze w upale takim, że mózg od niego wypływa uszami – a w takim stanie piwo „wchodzi” świetnie do tego stopnia, że miałbym ochotę na cały karton... Ale nie tego. Chociaż karton tu jest dobrym skojarzeniem, gdyż w tym piwie jest wyraźny posmak, no właśnie, mokrego kartonu. Miałem nadzieję na posmak drożdżowy, chlebowy, na ten cały szajs, który tak lubię w niefiltrowanych lagerach – a tutaj tego wszystkiego po prostu nie ma! OK, jest mniej wodniste od innych przemysłowych piw. Nie ma też tego irytującego (mnie) kwasku i chamskiego wysycenia (nagazowania). Ale tutaj pozytywy się kończą. Piwo jest zwyczajnie słabe. W ogóle w smaku wydaje się jakieś takie... Sztuczne. I przypomina wyroby z browaru w Głubczycach. A to nie jest komplement.

Moja ocena: 3/10

Kasztelan Chmielowe



     Pierwsze wrażenie jest w porządku. Pachnie fajnie, chmielowo. Przez chwilę. Nie buzuje może intensywnością aromatów jak nastolatek hormonami, ale – mimo że przyjemny zapach po chwili się ulotnił – pozytywnie nastawia do dalszej konsumpcji. I w smaku to samo co w zapachu – czyli najpierw „ooo, nie jest źle!”, które po chwili ustępuje miejsca „eee, jednak jest”. Bo tak: pojawiła się przyjemna chmielowa goryczka, lekka słodowość i całość sprawiła wrażenie nawet dobrego i orzeźwiającego, ale po chwili pozytywne wrażenie zostało zalane przez okrutną wodnistość i poprawione (a właściwie pogorszone) kwaskiem. No dobra, wypite zimne w upale nawet daje radę; ale szkoda mi życia na picie takiego piwa.

Moja ocena: 4/10

Kasztelan Białe



     No i czas na gwiazdę wieczoru! Cóż to może być? Witbier? Hefe-weizen? Lager z pszenicą? Jeszcze inny czort? Nie wiadomo. Producent nie pokusił się na zamieszczenie pełnego składu czy chociaż napisanie, czy jest to piwo dolnej, czy górnej fermentacji. Chociaż starczyło mu miejsca na korpobełkot. Ale dobra, hejt hejtem, ale piwo wcale nie jest złe! Ba, jest na swój sposób nawet dobre. Przypomina koncenowe pszeniczniaki, które można z łatwością dostać w wielu krajach Europy. Czyli jest niezbyt treściwe, wyraźnie kwaskowate, jednak przewija się i jakiś zbożowy posmak i inne nuty kojarzone z piwami pszenicznymi, jakieś goździki – oczywiście z uwzględnieniem tego, że piwo ma trafić do masowego odbiorcy, czyli smaki te są mało intensywne. Przypomina Okocimia Pszenicznego – którego notabene dawno nie widziałem na sklepowych półkach. A to nie było złe piwo.

     A w tej cenie – myślę, że jeszcze się skuszę. Jako piwo towarzyszące grillowi albo ławeczce w parku będzie w sam raz.


Moja ocena: 5,5/10

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz