
Jakoś tak mam, że nie przepadam za koźlakami (bockami). Czy to jest „klasyczny” koźlak, czy doppelbock, czy weizenbock, czy koncernbock. Właściwie jedyny rodzaj bocka, jaki zdarza mi się kupić w celu innym, niż „żeby spróbować”, to koźlak wędzony; jednak i tutaj wolę inne wędzonki. Jednak kiedy dziś w sklepie z piwami sprzedawca polecił mi (a właściwie przyniósł jedną butelkę więcej, kiedy sprzedawał to piwo osobie przede mną, dochodząc do słusznego wniosku, że i ja będę chciał) podwójnego pszenicznego koźlaka, porządnie nachmielonego (jak twierdzi etykieta w języku Bismarcka i paru innych władców z wąsem – ein hopfiges Feuerwerk, czyli chmielowy fajerwerk), nie wahałem się ani chwili. Przed Państwem Schneider-Weisse TAP 5 Meine Hopfenweisse z browaru Schneider & Sohn.
<bonus>I Denar z browaru restauracyjnego Jan Olbrach</bonus>

Od razu po otwarciu, zanim jeszcze zdążyłem zbliżyć butelkę do swojego połamanego nosa, w jego nozdrza uderzył zapach cytrusobanana. Albo bananasa. W sensie: połączenie typowego dla weizenów aromatu bananowego z lekko cytrysowym, a właściwie nawet cytrynowym, albo ananasowym, aromatem chmielu... Trochę przypomina mi to chmiele amerykańskie. Nie wiem nawet, czy przypadkiem sprzedawca nie powiedział mi „amerykańcach” dodanych do niego na aromat – jednak strona browaru twardo twierdzi, iż żaden wujosamowy imperialistyczny chmiel nawet nie musnął tego dzieła dużych, niemieckich rączek. No cóż, faktem jest, że jednak nie pachnie to jak Hey Now albo inny american wheat; bardziej przypomina to, no właśnie, po prostu dobrze nachmielonego weizena.
Smak mnie trochę zaskoczył. Jest mocno złożony. Jest tutaj jednocześnie smak typowy dla piw pszenicznych, mocna słodowość, ziołowa nuta chmielowa (już mi się nie kojarzy z cytrusem; jednak mocne ciało tego piwa góruje nad goryczką), wspomniane w nawiasach ciało. Trzeba też przyznać, że jak na piwo, które ma 18,5% ekstraktu, nie jest przyciężkawe, ani nie zalepia; jest po prostu pełne i treściwe. 8,2% alkoholu jednak trochę drapie w gardło. Rzeczony alkohol nie jest może przesadnie uwydatniony, jednak powiedzieć, że jest niewyczuwalny, to też za dużo. Ogólnie: tak, smakowało mi, ale szczerze mówiąc nie mam wrażenia, by było lepsze od innych, solidnych niemieckich (nie wiem, czy polskich, bo te piłem tylko dwa – z Kormorana i z Pinty) weizenbocków.
I mam zagwozdkę z tym piwem. Z jednej strony czytałem o nim już kiedyś, że jest pyszne, rewelacyjne i w ogóle będę wył z zachwytu niczym piwny wilkołak w księżycową noc (i to źle tak się napalać, bo nastawiłem się na nie-wiadomo-co-za-piwo-które-zostawi-mnie-z-wywalonym-na-zewnątrz-językiem); z drugiej – jak ma zachwycać, kiedy nie zachwyca? Z trzeciej – ja po prostu nie przepadam za tym stylem i stąd też może wynikać moje rozczarowanie. I co? Dam taką ocenę, jaką zwykle daję piwom, które uważam za dobre i warte uwagi, do których pewnie wrócę, ale jednocześnie nie zagoszczą na stałe w moim piwnym must-drink.
Moja ocena: 7/10
Moja ocena: 7/10
I to miał być koniec wpisu, ale... Mam w lodówce jeszcze jedno piwo w tym stylu i nie mogłem się powstrzymać przed otwarciem. Tzn. mogłem, ale i tak nie powstrzymałem.
Jan Olbrach, Donar
I w ten sposób zdanie sprzed kilku akapitów o tym, że piłem tylko dwa inne polskie weizenbocki (inna sprawa - chyba piłem jeszcze jakiś w browarze restauracyjnym, ale dziurawa pamięć nie pozwala przebić się wspomnieniom do świadomości), przestaje być aktualne. W dodatku mamy tu do czynienia – tak samo jak w przypadku piwa powyżej – z dubeltowym (podwójnym) koźlakiem pszenicznym. Jak widać na zdjęciu, kolor jest o wiele ciemniejszy. Zapach też o wiele mniej „weizenowy”, a bardziej „koźlakowy” - słodowy, karmelowy; niejmniej nutka bananów też się znajdzie.

Ale... I tak bardziej przypadło mi to piwo do gustu, niż Schneider-Weisse TAP 5 Meine Hopfenweisse (jeszcze dłuższej nazwy się nie dało?). Dalej nie jest to mój styl, więc pewnie się nie znam, ale mając do wyboru Donara oraz tak chwalone piwo z niemieckiego browaru wybrałbym to pierwsze.
Moja ocena: 7,5/10
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz