poniedziałek, 2 września 2013

Darłowiak Śląski

     Sporo pojawiło się ostatnio na polskim rynku piw dedykowanych konkretnemu miastu czy miejscu. Np. Piwo Wielickie (wcale nie warzone w Wieliczce), Sopociak warzony w Witnicy (dosyć daleko od morza) czy Darłowiak prosto z Dolnego Śląska. Dobrze, że chociaż w tym ostatnim wypadku producent nie ukrywa, gdzie piwo jest warzone, gdyż jednak różnie z tym bywa. Nie będę tutaj wnikał w fakt, czy jest to oszukiwanie konsumenta, czy też dozwolona praktyka marketingowa (chociaż sam przychylam się do pierwszej opcji). Ale najważniejsze: jak smakuje Darłowiak?



     Zanim przejdę do recenzji, dodam jeszcze, że udawanie, że piwo jest związane z jakimś miastem/browarem, a w rzeczywistości jest warzone zupełnie gdzie indziej, wcale nie jest domeną tylko małych browarów. Żadną tajemnicą nie jest, że „Żubr występujący w puszczy” jest warzony m.in. w Tychach, Kasztelan wcale nie jest warzony w Sierpcu (zdaje się, że Carlsberg nawet zapłacił za to karę przy okazji jakiejś kontroli – tzn. za wprowadzanie konsumentów w błąd), a Okocim Pszeniczne warzone było na Litwie. Ba, nawet część produkowanego na polski rynek Żubra pochodzi z Czech! Co ciekawe, nie każdy o tym wie, ale można dosyć łatwo dojść do tego, gdzie produkowane było dane piwo odszyfrowując kod kreskowy na etykiecie/puszce. Może kiedyś napiszę o całym zjawisku felieton albo – jeśli będzie taka chęć ze strony czytelników – podam tutaj, jak czytać kody kreskowe piw koncernowych. Oczywiście sam tego nie odkryłem ani nie odszyfrowałem, informacje te można znaleźć w Internecie :)

     Tutaj warto wspomnieć o kolejnym, niezbyt eleganckim zjawisku – o klonowaniu piw. "Klonowanie", czyli sprzedawanie tego samego piwa pod różnymi nazwami. Według informacji znalezionych w Internecie Darłowiak jest „klonem” piwa Wrocławskie. Pamiętam, że piłem to piwo kilka razy i zapadło mi w pamięć jako całkiem poprawna dziesiątka”*, czyli bardzo lekkie piwo o niskim ekstrakcie, w sam raz na lato. Czas zweryfikować wspomnienia!

     Niestety, pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w nozdrza, a następnie w kubki smakowe, jest spora metaliczność piwa. Tutaj proponuję mały test: jeśli masz wrażenie, że piwo jest metaliczne w smaku (typowa choroba piw np. z Browaru Zamkowego w Raciborzu), zamocz w nim palec i rozsmaruj na ręce, a następnie powąchaj. Jeśli pachnie jak gwóźdź – to nie ma wątpliwości. Tak jest też w wypadku Darłowiaka. Jednak poza rzeczonym „gwoździem” piwo ma całkiem przyjemną goryczkę i jest dosyć orzeźwiające. Tylko tyle i aż tyle. Dziesiątka nie ma wywalać z butów, ma po prostu w miarę przyjemnie wejść i schłodzić od środka. I tutaj Darłowiak daje radę. Słowem: poprawne, lekkie piwo, niezłe na upały, tylko szkoda tej metaliczności. Niektórym ona nie przeszkadza, według mnie jednak pogarsza walory smakowe piwa w znacznym stopniu.

Moja ocena: 5,5/10

* Dziesiątka – czyli piwo o 10% ekstraktu.

5 komentarzy :

  1. Raciborskie metaliczne? Pije to piwo często i jakoś nie zauważyłem. Bardziej Brackie mi zajeżdża metalem ale to wiąże się z instalacją jaką mają w browarze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Brackim jest o tyle ciekawa sytuacja, że zdarzało mi się pić Brackie które sprawiały wrażenie, jakby wrzucono do nich opiłki żelaza, jak i takie, które były niemalże wolne od tego typu aromatów. Natomiast co do Raciborskiego - w tamtym tygodniu piłem Pilsa i też miał intensywnie metaliczny smak i aromat.

      Usuń
  2. Raciborski pils powinien stać w encyklopediach pod hasłem "żelazo", jednak pozostałe piwa raczej nie mają tej wady (choć dla mnie to zaleta - metal w ryju, to jest to!).

    OdpowiedzUsuń
  3. Z Raciborskiego tylko ciemne mi nie waliło żelastwem, reszta strasznie...

    OdpowiedzUsuń