czwartek, 29 sierpnia 2013

Amber (bez)Chmielowy

     Rzadko mam ochotę na lagera. Lata posuchy na piwnym rynku, gdzie wysokoodfermentowany jasny lager stał się niemalże synonimem piwa, skutecznie zniechęciły mnie do tego gatunku. Czasem jednak, w szczególności przy dużym upale, postanawiam sięgnąć po krajowy produkt w tym stylu. Zwykle stwierdzam „nic ciekawego” i wypijam ze wzruszeniem ramion, zdarza się, że po kilku łykach zawartość butelki staje się pokarmem dla kanałowych szczurów. Czasem jednak trafia się naprawdę smaczny lager; czy Amber Chmielowy też taki jest?


     Nie ukrywam, że mam pewien sentyment do browaru Amber. Na długi czas przed polską „piwną rewolucją” amberowy Koźlak był jednym z niewielu szerzej dostępnych piw regionalnych, był czymś ciekawszym, niż "jasne pełne", w dodatku zachowałem go we wspomnieniach jako piwo bardzo smaczne (jednak muszę się przyznać, że już od dawna nie miałem okazji do niego wrócić i nie wiem, czy w dalszym ciągu stwierdziłbym, że jest smaczny). Również piwo Żywe czy Złote Lwy, przynajmniej w kategorii „jasne pełne”, kiedyś stanowiły w moim odczuciu krajową czołówkę; dzisiaj niestety nie prezentują sobą nic ciekawego. Dlatego dziwi mnie trochę, że Amber dalej brnie w kolejne marki lagerów, zamiast uwarzyć coś ciekawszego. Niekoniecznie od razu białego portera na bazie tranu z rekina wielorybiego z dodatkiem suszonego bakłażana, ale chociaż jakiegoś stouta czy „prostego” ale’a. Ale cóż, to ich polityka, ich wybór, nie pozostaje mi więc nic innego, niż spróbować Ambera Chmielowego.

     Zaskoczyła mnie (pozytywnie) całkiem niezła piana, która utrzymywała się stosunkowo długo. Ładnie też osiadała na ściankach mojego pokalu. W zapachu niestety rozczarowanie – aromat bardzo mało intensywny, trawiasto-słodowy ze skarpetkową nutką*. Jakbym wąchał jakiegoś koncerniaka, a przecież na kontretykiecie producent przekonuje mnie, że piwo uwarzono w rodzinnym, niezależnym browarze… W smaku niestety jest podobnie, tzn. bardzo mało intensywnie i niezbyt smacznie. Amber Chmielowy jest niemalże ze smaku wyprany, goryczka jest słaba (może trochę mocniejsza niż w koncerniakach), lekki kwasek i woda. Nawet barwa jest strasznie blada. Piwo jest nijakie aż do bólu i picie go nie sprawia szczególnej przyjemności. Jeśli ktoś szuka piwa, które bardzo zmrożone wejdzie szybko i w miarę bezboleśnie, to może śmiało po nie sięgać; ja jednak więcej go nie kupię.

Moja ocena: 4/10

*Tutaj słowo wyjaśnienia: w wielkim uproszczeniu „aromat skarpetkowy” (dla niektórych pachnie to bardziej jak nieświeża koszulka, dla innych jak stary ser – mi kojarzy się z mokrą szmatą do podłogi lub właśnie skarpetkami po półmaratonie) to zapach kwasu izowalerianowego. Tak pachnie stary, zwietrzały chmiel.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz