(przepraszam za jakość zdjęć - robione kalkulatorem są jednak wyjątkowo marne)
Tutaj wyjaśnienie dla osób niekoniecznie obeznanych z piwnymi pojęciami – diacetyl (zwany też dwuacetylem) to uboczny produkt powstający w trakcie pracy drożdży; może pojawić się z kilku powodów, np. niedoleżakowania piwa czy infekcji bakteryjnej. Diacetyl nadaje piwu słodkawy, maślany aromat i takiż posmak. Co istotne, mimo groźnej nazwy, piwo z diacetylem nie jest szkodliwe dla zdrowia. Psuje tylko smak piwa; chociaż niektórzy twierdzą, że w niewielkich ilościach w przypadku niektórych piw dwuacetyl smak poprawia. W niektórych stylach jest też dopuszczalny.
Nie będę tutaj roztrząsał, czy browar postąpił dobrze, czy źle – czy należało poinformować konsumentów i wycofać piwo ze sprzedaży, czy udawać, że tak miało być, zrobić tak, jak zrobiono, a może postąpić jeszcze inaczej. Skupię się na piwie. I tutaj pierwsza sprawa: dla mnie etykieta jest okropna. Kompletnie mi się nie podoba, przypomina mi jakieś paskudne plakaty z głębokiego PRLu typu „po skończonej pracy załóż majtki” czy „uważaj, wróg ojczyzny zrzuca stonkę na nasze polskie ziemniaki”. Za to kontretykieta ma bardzo fajnie rozpisany skład. Bardzo czytelny układ, podoba mi się coś takiego.
Otwieramy piwo i… No tak. Nie da się ukryć, że diacetyl dominuje w zapachu; ale nie jest aż tak przepotężny, jak można by tego oczekiwać po ostrzegawczej informacji od producenta. Zdarzało mi się już pić (albo próbować wypić) piwa, które pachniały, jakby ktoś wrzucił do nich kostkę masła; tutaj na szczęście nie jest aż tak źle. Spod diacetylu czuć też lekką słodowość oraz aromat jakichś owoców – ja tu czuję winogrona. Ogólnie zapach jest słaby i niezbyt przyjemny.
W smaku jest lepiej niż w zapachu. Piwo jest dosyć gorzkie, ale dla mnie jest to goryczka ściągająca, zalegająca. Troszkę przypomina mi gorzkość mocnej, niesłodzonej herbaty. Nie wiem, czy to kwestia polskich chmieli, które może nie nadają się do tak intensywnego chmielenia, czy też po prostu nie do końca udanego piwa, ale goryczka jest trochę męcząca. Na czubku języka czuć też słodowość albo wręcz słodkość. Jest też obecny karmel.
Niestety nie udało mi się dostać PIPA’y od Kopyra, czyli Misia, więc nie jestem w stanie tych piw porównać. Napiszę więc, że Prometeusz nie jest zły, ale jest kilka rzeczy do poprawy. Piwo ma potencjał i z chęcią sięgnę po kolejną warkę – mam nadzieję, że już bez diacetylu – ale nie wiem, czy napiję się jeszcze jednego Prometeusza z pierwszej serii. Są na rynku lepsze piwa. Olimpu nie skreślam i kibicuję mu tak samo, jak wszystkim innym piwnym inicjatywom w tym kraju.
Moja ocena: 6/10
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz