środa, 26 czerwca 2013

Magiczny Bitter

     Jednym ze stylów konkursowych na tegorocznym Festiwalu Birofilia był ESB, czyli extra special bitter. Styl tak angielski, jak popołudniowa herbatka, pedantycznie przystrzyżony trawnik czy Monty Python. Jednak Anglia – czy szerzej, Wielka Brytania – przeciętnemu zjadaczowi (płynnego) chleba (a przynajmniej mi) nie kojarzy się z... Wyścigami samochodowymi. A dlaczego o nich wspominam? Otóż najnowsze, konkursowe piwo z Browaru Widawa – Magic Donnington '93 – jest hołdem złożonym wybitnemu (brazylijskiemu) kierowcy Ayrtonowi Sennie, który na torze w Donnington zaliczył spektakularny występ (niestety, rok później zginął w wypadku na torze; jednocześnie był ostatnim kierowcą, który zginął w trakcie zawodów Formuły 1).

     Szczerze mówiąc nie interesuję się zawodami Formuły 1, o Ayrtonnie Sennie wcześniej nie słyszałem. Jednak z tym piwem Wojciecha Frączyka spotkałem się już wcześniej – na wspomnianym wyżej Festiwalu Birofilia zdobył drugie miejsce w swojej kategorii. Czy słusznie? Przekonajmy się!





     W sklepowej lodówce tłoczyło się kilkanaście butelek z Magiciem, jednak wszystkie miały tę samą wadę – potarganą etykietę. Złośliwi mówią, że Browar Widawa celowo źle zabezpiecza swoje butelki w trakcie transportu, by kolekcjonerzy etykiet musieli prosić listownie o nowe, nieuszkodzone. Nie podejrzewam ekipy z browaru o złośliwość, jednak faktem jest, że wybrałem z lodówki najmniej poharatany egzemplarz – jednak widać na zdjęciach, że i on swoje przeszedł. Sama grafika etykiety kojarzy mi się z grami komputerowymi z początku lat 90. lub jakąś starą bajką o wyścigach, ale nie pamiętam teraz jaką.

     Ale dobra, etykieta etykietą, a tu piwo czeka. Przelewam do pokalu (jak na złość stłukła mi się ostatnia szklanka w stylu nonic pint; eskapada po marketach i sklepach specjalistycznych niestety nie pozwoliła mi uzupełnić braków, więc z utęsknieniem wypatruję listonosza). Po nachyleniu się nad szkłem nozdrza wciągają przyjemny zapach chmielu, delikatne toffi, owocowe estry i... Czy mnie węch nie myli? Nie – w tym arcyangielskim stylu użyto chmieli amerykańskich! Czyli mamy (bardzo delikatnie zarysowaną, ale jednak) nutę cytrusową, która całkiem zgrabnie łączy się z pozostałymi aromatami. W smaku jednak dominuje silna wytrawność i słodowe „ciało”, czuć również dosyć mocne chmielenie i tytoniowe posmaki (mi to ostatnie akurat nie do końca odpowiada). Niemniej ogólnie piwo wychodzi (a właściwie wchodzi...) smacznie. Z jury Festiwalowym jednak się zgadzam – Skrill z Hausta, tegoroczny zwycięzca, smakował mi trochę bardziej.

     Może i odrobinę amerykański, ale jednak bitter to bitter – piana jest mizerna i opada dosyć szybko, wysycenie też nie szczypie w język. No i – uwaga, myśl w stylu „thank you captain obvious” - ten styl trzeba lubić; nie każdemu odpowiada silna wytrawność i owocowe nuty w smaku. Moje podniebienie, na szczęście, lubi czasem uraczyć się „anglikiem”.

Moja ocena: 7/10


     Ciekawe, jak by smakowało piwo uwarzone na cześć Roberta Kubicy?





2 komentarze :

  1. "Czy mnie węch nie myli? Nie - w tym arcyangielskim stylu użyto chmieli amerykańskich" - serio? Dałeś się zmodyfikować genetycznie, bierzesz narkotyki wyostrzające zmysły czy przeszedłeś hiperelitarny kurs dla smakoszy piwa? Jakim, do cholery, JAKIM CUDEM człowiek jest w stanie stwierdzić coś takiego bez robienia analizy chemiczno-biologicznej składu? Jak jesz chleb, to dumasz "mmm... mąka poznańska, a nie wrocławska... ale jakby z lekką nutą krupczatki"... Nie wierzę, przecież człowiek nie ma zmysłów do wyczuwania czegoś tak abstrakcyjnego 0_o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektóre amerykańskie chmiele (bardzo modne ostatnio w Polsce) mają charakterystyczny żywiczno-cytrusowy aromat; zupełnie inny, niż piwu nadaje np. polska sybilla. Porównanie z chlebem jest średnio trafione - to raczej tak, że wąchając pizzę człowiek jest w stanie stwierdzić, czy dodano do niej bazylii, czy oregano.

      Usuń