Browar Wąsosz. Do niedawna nazwa ta
przeciętnemu piwoszowi niewiele mówiła. Teraz pewnie też niewiele
powie, ale trzeba przyznać, że jak na ledwie dwa miesiące po
reaktywacji browar zalał nas całą rzeką różnorodnego piwa.
American India Pale Ale, Extra Special Bitter, różnorakie lagery, a
do tego kontraktowcy... Ale tu powstaje pytanie:
czy ilość
przekłada się na jakość?
Póki co miałem okazję pić dwa jasne
dolniaki:
Polkę Pils i
Pomorzanina/Wąsosz 12 (to jest to samo piwo)
oraz klasyczną pszenicę – o tych pierwszych można poczytać u mnie na blogu, o tej drugiej nie pisałem, gdyż popijałem ją niespiesznie
w pubie w celach nieblogerskich, gdzie dosyć przypadła mi do gustu. Tym razem spróbujemy
kolejnych trzech piw: T
errence, Sir Arthur i „15”. Dwa pierwsze ozdobione gustownymi wąsami.
Terrence
Czyli
klasyczna AIPA. Klasyczna w kontekście Polski, bo prawie każdy powstały przez ostatnie
dwa-trzy lata browar porywa się na ten styl... Niektórzy mówią,
że to dlatego, iż jest on łatwy do uwarzenia – nawalić chmielu
i voila. Moim zdaniem po prostu chodzi o to, że właśnie tego rynek
chce – a klient to pan!
Jeśli nie lubisz gorzkich piw –
odpuść sobie. Potężne, orzeźwiające uderzenie mocnej, może
odrobinę zalegającej cytrusowej goryczki, tylko delikatnie
skontrowane słodowością i lekkim tostem. Piwo dosyć lekkie i
bardzo łatwo przyswajalne (żeby nie napisac pijalne). Jak często
można pomyśleć, że browary zawyżają na opakowaniach IBU (czyli
w wielkim uproszczeniu gorycz piwa), tak tutaj można pomyśleć, że
zadeklarowane 55 jest trochę niedoszacowane. Fajne piwo, każdemu
amatorowi AIPA powinno posmakować.
Moja ocena: 8/10
Sir
Arthur
Są piwne style, które człowiekowi zwyczajnie nie
„podchodzą” - jedni nie lubią hefe-weizenów, inni porter
wypiją tylko w ostateczności. U mnie takimi stylami są ESB i
koźlak. Wypiję, pomlaskam, czasem nawet uśmiechnę się półgębkiem
niczym pedofil mijając przedszkole, ale jednak mając do wyboru piwo
w jakimkolwiek innym stylu wybiorę... Piwo w jakimkolwiek innym
stylu. Tym większe zaskoczenie: Sir Arthur, piwo w stylu ESB –
Extra Special Bitter - ewidentnie mi posmakował! Nie na zasadzie
„jak na polską ligę, to ten mecz był niezły”, tylko „to
było dobre piwo!” Pewnie dlatego, że spędziłem na Wyspach wiele
długich miesięcy okraszonych hektolitrami alkoholu, godzinami
ciężkiej pracy w rozmaitych „polack jobs” i złamanym nosem i
wydaje mi się, że mimo wszystko klasyczne bittery mają nieco inny
profil aromatyczny; ale nie jest to absolutnie zarzutem, ponieważ
ten obecny w Sir Arthurze mi odpowiada, w przeciwieństwie do tych
ESB, które zwykle pijałem. Tutaj ciekawa, chmielowa ziołowość
przegryzająca się z herbatnikami mile łechce moje krzywe nozdrza.
Smak też jawi mi się jako „nieortodoksyjny”. Jest taki... No
właśnie. Herbatniki, trochę tostów, delikaaatna karmelowość.
Jak najbardziej wyczuwalna, acz lekko zalegająca goryczka, w typie
łodygowym, mocniejsza, niż przyzwyczaiły mnie piwa z krainy
lewostronnego ruchu i krzywych zębów... Co mi odpowiada. Do tego
posmaki popiołowe, już jak najbardziej typowe dla brytyjskiego
bittera.
Podsumowując: jeden z niewielu bitterów, który mi
autentycznie posmakował. I tu powstaje pytanie: czy do tej pory
pijałem kiepskie, a może ten jest tylko wariacją na temat ESB? Ale
pewnie standardowo - w moich szczupłych czterech literach się od
„rewolucji” poprzewracało.
Moja ocena: 7,5/10
Wąsosz 15

15, czyli 15 stopni ekstraktu. I
niemalże 8 procent alkoholu! Sporo. Bardzo sporo. I niestety czuć
to zarówno w smaku, jak i aromacie. Już zapach zwiastuje
katastrofę: Idzie w kierunku taniego, marketowego strong lagera.
Słodowość, lekki odór alkoholu, tyle. W smaku to samo. Niestety.
Jak dla mnie najmocniejszą partię gra alkohol i odalkoholowa
gorycz. Zniechęca do brania kolejnego łyku. Spod niej wyziera
typowa dla tanich lagerów lekka słodowość, chmiel, ale w dawce
raczej niewielkiej, ale nader wszystko niestety rzeczony alkohol. Na
pograniczu autosugestii jakieś owocowe fenole, ale może je sobie
wmówiłem. Jakby ktoś nalał to piwo do puszki z Okocimiem Mocnym
Albo Karpackim Super Mocnym, to dałbym się nabrać. Póki co
najsłabsze piwo z tego browaru, które zdarzyło mi się pić.
Moja
ocena: 3/10
Póki co spróbowałem Pana Artura i jak na ESB całkiem w pytkę. Porównywałem z Rudim Nelsonem (New Zealand Amber Ale), kontrast jest, oba mają inną podbudowę - Arturek pozostaje dłużej na języku. Niezłe, powrócę jeszcze raz jak będzie okazja.
OdpowiedzUsuń