Zamieściłem już film, z którego
wynika, że tegoroczny FDP to „Festiwal Długo Poczekasz”, ale
oczywiście kolejki to nie jedyna rzecz warta wspomnienia na tym
festiwalu. Dość powiedzieć, że nie zrobiłem praktycznie żadnych
zdjęć, a ujęć do filmu nagrałem niewiele, gdyż do pewnego
momentu było tak fajnie, że zwyczajnie nie myślałem o stworzeniu
jakiejkolwiek relacji! Zamiast tego rzuciłem się w wir
hedonistycznej konsumpcji niczym hipster w sklepie Fair Trade.
Niestety moja radość trwała ledwie trzy godziny.
Ale zaczęło się od smuteczku. Na
miejsce dotarłem dopiero w sobotę około godziny 14 (we Wrocławiu
byłem dużo wcześniej, jednak przed wizytą na Festiwalu
odwiedziłem także kilka innych miejsc oraz osób) i okazało się,
że nie można już otrzymać festiwalowego Teku. Jak to?
Najmodniejsze szkło sezonu, które każdy piwny freak musi mieć, po
to, by móc się tym pochwalić na zdjęciach? Mimo że szafa pełna
najrozmaitszych kufli, pokali, tulipów i szklanek, z których
większość od roku wypełniona była co najwyżej kurzem i martwymi
pająkami? No niestety, zabrakło. Teku udało mi się dostać;
jednak było to szkło z grawerem włoskiego browaru Birra Baladin,
co mi absolutnie nie przeszkadza, niestety szkło to nie miało
podziałki. A ilość piwa lanego na festiwalu wahała się od 0,2 l
(co jest fajne, bo im mniejsza objętość, tym więcej można
spróbować), poprzez 0,3 l, 0,4 l (pojemność pokalu) do 0,5 l. Na
szczęście mimo braku podziałki tylko na jednym stoisku odmówiono
mi nalania piwa do szkła – co zaowocowało koniecznością
dokupienia plastikowego pojemnika za dodatkowe 50 groszy. Niby nic,
ale kiedy próbuje się danego dnia kilkunastu piw, to w ten sposób
pieniądze, które można wydać na piwo, przeznacza się na nikomu
niepotrzebne opakowanie... Nie mówiąc już o tym, że jednak
przyjemniej pije się piwo ze szkła.
Skoro o cenach mowa – te niekiedy
były zaskakujące. W jedną lub drugą stronę. Standardowo 0,2 l
piwa kosztowało 5 zł, cena jednego „dużego piwa” zwykle
oscylowała wokół połowy ceny między tą sklepową a pubową.
Były też jednak takie stoiska, gdzie duże piwo kosztowało 5 zł
(albo 0,2 l 2 zł), ale i takie, gdzie za większy kufel trzeba było
zapłacić prawie 20 zł... I tak RIS z Hausta (Piwonauta) kosztował
chyba 10 czy 12 zł, podczas gdy RIS z Artezana (Samiec Alfa) 18 zł.
Ale po prawdzie jakby wszystkie piwa były o połowę droższe... To
i tak by zeszły! Na nagranym przeze mnie filmie w pewnym momencie
widać kolejki. KOLEJKI. Przekolejki!
Kolejki to słowo-klucz do opisu tego,
co działo się na festiwalu – przynajmniej w sobotę od godziny
17. 30 minut stania do stoiska to nie było nic niezwykłego; bywało
i tak, że czekało się dłużej. A jeszcze godzinę wcześniej nic
nie zapowiadało burzy... Wyglądało to tak, jakby nagle jedna z
dzielnic Wrocławia zebrała się do kupy i teleportowała się na
teren festiwalu! Co sprytniejsi brali piwo na jednym stoisku i od
razu ustawiali się do kolejnego. Do tego stopnia było to irytujące,
że ja się stamtąd zebrałem przed godziną 18, gdyż konieczność
czekania na piwo dłużej, niż trwała jego konsumpcja, skutecznie
zniechęciła mnie do dalszego brania udziału w zabawie. Ale tak
naprawdę ta sytuacja to... Sukces festiwalu! To oznacza, że
wydarzenie było na tyle ciekawe i atrakcyjne dla ludzi, że pojawili
się oni w takiej masie; i że konieczność stania po kufelek
nienajtańszego przecież piwa dalej jawiła się jako atrakcyjna
forma spędzenia sobotniego wieczoru.
Bo Festiwal przyciągnął nie tylko
piwnych maniaków. I mimo kręcenia nosem przez niektórych piwnych hipsterów to bardzo dobrze, że na imprezie tego typu pojawiły się tłumy wąsatych "Januszy"! Dla części osób odwiedzających festiwal (z
kilkoma miałem okazję porozmawiać) zetknięcie z ogromem piwnych
stylów i mnogością browarów było małym szokiem i jeśli
przynajmniej część z nich postanowi zacząć odkrywać świat
dobrego piwa – będzie to świadczyło o edukacyjnym sukcesie
organizatorów. A co może świadczyć o sukcesie browarów? Na pewno
to, że już w sobotę niektórym z nich skończyło się piwo! Część
(np. Widawa) z powodu bliskości geograficznej dowoziła kolejne
beczki na bieżąco, inne (chociażby Kormoran) zwinęły swoje
stoisko. Cóż; lokalizacja według mnie lepsza niż w zeszłym roku
(jasne, park ma swój klimat, ale stadion jest bliżej centrum i
dysponuje lepszą infrastrukturą np. sanitarną), bogata oferta piwa
oraz typowo festynowa otoczka spowodowały, że możemy mówić o
sukcesie frekwencyjnym. A zwycięzców nikt nie sądzi, więc
wymienię tylko kilka rzeczy, które należałoby według mnie
poprawić:
-bankomat na terenie festiwalu;
-bankomat na terenie festiwalu;
-lepsze poinformowanie ochrony w
temacie możliwości wnoszenia własnego jedzenia (ja nastawiłem się
na kupowanie tegoż na miejscu, ale nie widzę nic złego w tym, że
ktoś chciał przyjechać z własnymi kanapkami);
-więcej myjek do szkła (ja naliczyłem
dwie);
-sprawy wynikające z nadspodziewanej
frekwencji: więcej szkła, stolików, ławek, więcej browarów ;)
ale nie wiem, na ile organizatorzy mają na to wpływ;
-może jakiś depozyt na plecaki?
-oddzielenie części gastronomicznej
od piwnej;
I to właściwie tyle. Inne sprawy
newralgiczne dla imprezy tego typu toalety czy oznakowanie stały
moim zdaniem na wysokim poziomie. Ogólnie: było świetnie i na
Festiwal pewno za rok też zawitam – mam nadzieję, że tym razem
na jeszcze większym terenie :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz