
Po raz pierwszy porter ten piłem stosunkowo niedawno – nieco ponad roku temu, w trakcie pobytu we Lwowie. W dodatku w postaci... Grzańca. Stąd właśnie wziął się lokalnie hejtowany wpis dotyczący porteru z sokiem mailowym... Oczywiście, później w bardziej „tradycyjnym” wydaniu także zdarzało mi się go pić, jednak nigdy nie uważałem go za porterową czołówkę. Niemniej uznałem, że ze dwie sztuki warto przeleżakować i zobaczyć, jak smakować będzie po roku czy dwóch... Czy warto było zajmować sobie miejsce w piwnicy?
Szczerze mówiąc nawet nie pamiętam, kiedy kupiłem te butelki. Czy leżały rok, czy dwa... W każdym razie swój oficjalny żywot pity przeze mnie egzemplarz zakończył 5 października ubiegłego roku, mija więc właśnie 5 miesięcy od czasu, kiedy teoretycznie staje się niezdatny do spożycia. Na szczęście każdy piwosz wie, że porter (zwykle) im starszy, tym lepszy... No dobra, to próbujemy!

Aromat jest znacznie bardziej kawowy, niż w opisywanym ostatnio przeze mnie, także przeterminowanym, Grand Imperial Porterze. Nuty świadczące o lekkim utlenieniu, tj. śliwka czy w tym wypadku raczej wiśnia, także są obecne. Ale co najważniejsze: smak jest dosyć wytrawny, nie ma tej słodyczy, która mnie czasem w porterach męczy,. Jest treściwość (w końcu to 8% alkoholu z 20% ekstraktu), jest słodowość, ale nie słodycz! Lekka paloność, wiśnia, do tego niestety delikatny, ale jednak obecny posmak alkoholu. Albo raczej odalkoholowa gorzkość. I znowu – jak pierwsze łyki nastroiły mnie bardzo pozytywnie, tak kolejne stawały się trochę męczące. Ale i tak po opróżnieniu butelki miałem ochotę na następną...
Świeży Lwowski Porter pamiętam (ale jak pisałem wielokrotnie – to jest tylko wspomnienie, a nie faktyczne odczucie!) jako słabo ułożony i mocno alkoholowy, ten przeleżakowany jest smaczny. Kolejną zalegającą w piwnicy butelkę otworzę za rok. Pewnie będzie jeszcze lepszy.
Leżakować: tak.
Moja ocena: 7/10
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz