niedziela, 16 lutego 2014

Stouty trzy

     Polska lagerami stoi. Wiadomo. Nie znam statystyk dotyczących udziału w rynku piw górnej fermentacji, ale zgaduję, że nie przekracza on kilku procent. Na pewno wzrósł on znacząco dzięki tzw. "piwnej rewolucji", jednak dalej dla przeciętnego polskiego konsumenta piwem pierwszego wyboru jest w miarę bezsmakowe, łatwo przyswajalne "jasne pełne". Ale to nie tak, że w Polsce wcześniej nie dało się dostać nic ciekawszego. Jasne, nie było takiego wyboru jak teraz, multitapów, sklepów specjalistycznych, gdzie liczba różnych piwnych stylów może doprowadzić klienta do apopleksji. Ale w czasach, kiedy przeciętnemu piwoszowi słowo "górniak" mogło kojarzyć się co najwyżej z piosenkarką znaną z koncertowego położenia przeboju Metallicy, kilka polskich browarów warzyło np. stouty. I to właśnie o tych stoutach jest ten wpis.



Ciechan, Stout

     To piwo pojawia się i znika, pojawia się i znika. Szczerze mówiąc już myślałem, że zniknęło na dobre - nie widziałem go w sklepach od dawna. Nie tęskniłem za nim jakoś szczególnie; próbowałem go ledwie kilka razy i nigdy mnie nie powaliło na kolana... Ale kto wie, może teraz mi posmakuje?

     Nie. Powiem więcej: NIE. No jasny gwint. To piwo nazywa się „Ciechan Stout”. Ale... To w smaku w ogóle stoutu nie przypomina! Nie czuć tu paloności, czekolady, kawowość co najwyżej woła do nas z gdzieś z głębin smakowych „tu jestem! Tu jestem!”, ale trzeba się skupić, by ją poczuć, a gdyby ktoś mi to piwo podał zakrywszy uprzednio oczy – nawet nie wiem, czy zgadłbym, że to piwo jest ciemne. A co dopiero, że to ma być stout! Albo że to piwo jest w ogóle jakieś, bo to prawie nie ma smaku... Właściwie poza wodą i posmakiem wody z cukrem jest jeszcze delikatny kwasek i jakaś nieprzyjemna nuta pojawiająca się na finiszu, która – nie wiedzieć czemu – kojarzy mi się z tranem... Fuj! Jest taka stara piosenka, której tytuł idealnie opisuje smak tego piwa: znacie?

     Na etykiecie jest informacja, że jest (było?) to "ulubione piwo Karola Machlejda", czyli dawnego właściciela browaru w Ciechanowie. Cóż - myślę, że gdyby przeniósł się z XIX do XXI wieku i spróbował tego piwa, to przestałoby być ono jego ulubionym.

     Piwo nie powinno nazywać się "Stout", tylko "niemalże bezsmakowe ciemne coś, co obok stoutu nawet nie stało". Tylko byłby problem z upchnięciem tego na etykiecie.

Moja ocena: 3/10
Browar na Jurze, Jurajskie Stout Czekoladowy

     Jest to piwo, które zachowałem w pamięci jako naprawdę świetną rzecz. Najpierw jednak mały flashback: piwo występowało wcześniej pod nazwą Zawiercie Czekoladowe, co spowodowało, że sięgnąłem po nie stosunkowo późno. Po prostu myślałem, że jest to jakiś aromatyzowany lager, ale jakie było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że jest to stout! Zapamiętałem to piwo jako coś bardzo smacznego, wracałem do niego przy okazji wypadów na grilla nawet często, ale jakoś nigdy nie miałem okazji wypić go na spokojnie. 

     I niestety. Czy trafiłem na kiepską warkę (do 20 marca 2014), czy to piwo jest teraz tak słabe, czy to ja stałem się księżniczką i oczekuję zbyt dużo? Próbując wyczuć jakiś aromat zamoczyłem nos w pianie i wyglądam teraz jak kokainista. Ciężko wyczuć jakikolwiek konkretny zapach... Jest lekka kawa, trochę paloności i gorzkiej czekolady, ale to wszystko na poziomie ledwo wyczuwalnym. Do tego kwasek. Równie rozczarowujący jest smak. Piwo jest mocno wodniste. Próżno szukać kremowości i aksamitności, za które cenię stouty. Niestety, mało wyrazisty smak powoduje, że Jurajskie Stout pije się ze wzruszeniem ramion. Trochę posmaków czekoladowych, kawowych i palonych, ale wszystko jest tak mało intensywne, że aż szkoda. Nie jest niesmaczne, jest po prostu nijakie. Mniej niż Ciechan, ale i tak miałem nadzieję na większe doznania. A może po prostu jestem piwnym tetrykiem?

Moja ocena: 5/10
Manufaktura Piwna, Belfast

     Belfast to kolejne piwo, po które kiedyś często sięgałem, a w kategorii piw nie-jasne-pełne-kacogenne-poniżej-5-zł wysoko ceniłem je jeszcze z rok albo dwa temu, kiedy to ostatni raz miałem okazję po nie sięgnąć. No i niestety, albo to piwo teraz jest słabe jak żarty Strasburgera, albo mi się tak gust zmienił (jednak stawiam na to pierwsze).

     Ale po pierwsze – i najważniejsze – TO NIE JEST STOUT. Stout to piwo górnej fermentacji. A to piwo takie nie jest! Jest to po prostu mocny, ciemny lager. Po co Manufaktura Piwna pisze na etykiecie, że to „Strong Irish Stout”? Nie wiem. Ale to nie jest stoutem, w smaku też stoutu nie przypomina, więc po co takie zabiegi? Inna sprawa, że to smutne, że człowiek musi czytać piwne blogi albo fora, żeby nie dać się nabrać napisom na etykiecie. 

     Belfast pachnie niezbyt przyjemnie. Nuta maślana/tofii, trochę czekolady i właściwie tyle. Piana jak szybko się pojawiła tak szybko zniknęła, a smak? Smak jest „taki se”. Słodkawy, alkoholowy, z odalkoholową gorzkością. Trochę paloności i koniec. Płaskie, prawie bezsmakowe, absolutnie nijakie. Ten nie-stout jest po prostu kiepski. Z czym do ludzi?!

Moja ocena: 3,5/10

P.S. Na zdjęciu samochód o nazwie "Stout Scarab". Tak, to serio istnieje.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz