Większość ludzi z naszego kraju mówiąc o porterze ma na myśli ciężkie, bardzo mocne piwo dolnej fermentacji produkowane głównie w Polsce. Błąd! Portery są różne, od dużo słabszych, angielskich porterów (niekiedy mających poniżej 5% alkoholu), poprzez robust portery po portery imperialne oraz nasze, bałtyckie, które bywają nawet dwa razy mocniejsze od najsłabszych kolegów. Tym razem w ręce wpadła mi wersja robust, dosłownie "krzepki", z browaru Haust. O nazwie... Robust Porter.
Porter, od angielskiego słowa oznaczającego tragarza, był piwem klasy robotniczej. Myślę, że ja – jako współczesny wyrobnik, chociaż pracujący przy biurku - też mogę się nim raczyć, nie łamiąc klasowych konwenansów. Ale nie będę tutaj przynudzał historią tego stylu (chociaż dla mnie wszystko, co łączy się z piwem, jest ciekawe), zainteresowanych odsyłam tutaj.
Etykieta jest bardzo ładna, minimalistyczna i stonowana, ale ma jedną, sporą wadę. Poza składem i nazwą browaru nie ma na niej prawie nic. OK, nie każda etykieta musi być przyozdobiona dykteryjkami, zalecanym szkłem, temperaturą spożycia, propozycją posiłków, które z piwem się dobrze kombują – ale jednak lubię, gdy producent rozpieszcza mnie takimi informacjami. Jestem konsumentem, klientem, wolno mi wymagać, prawda? Nawet jeśli marudzić jest nieładnie.
Ładnie za to piwo wygląda. Piana jest wysoka, drobnopęcherzykowa i brudnobeżowa, towarzyszy nam do końca konsumpcji w postaci drobnego kożucha, ponadto zostawia na ściankach ładne ślady. W zapachu też jest dobrze. Ziołowy aromat angielskich chmieli z cytrusowymi przebłyskami, paloność i gorzka czekolada. Zapach może nie jest jakiś niesamowicie intensywny, ale stanowi miłą odmianę po degustowanych ostatnio przeze mnie piwach z imbirem, wanilią i cynamonem... Smak jest aksamitny (nie wiem, co to znaczy, że smak jest aksamitny, ale tak właśnie mi się kojarzy), gładki, palony. Chmielowa goryczka jest obecna, ale nienachalna – w takim piwie w sam raz. Mamy posmak gorzkiej czekolady, gdzieś w tle majaczy też suszona śliwka... Nie jestem fanem porterów, czy to bałtyckich, czy jakichkolwiek innych (co nie znaczy, że ich nie lubię – po prostu preferuję inne piwa), ale ten bardzo mi zasmakował.
Zasmakował mi do tego stopnia, że na pewno będę chciał do niego niejednokrotnie wracać, ale pewnie nie będzie mi dane. Dlaczego? Otóż dlatego, że na Górnym Śląsku piwa z Hausta dostać ciężko. Ten porter został zakupiony w lokalu z burgerami (uwaga! Lokowanie produktu, a właściwie lokalu) ponad 30 kilometrów od miejsca, gdzie mieszkam, gdyż żaden z okolicznych sklepów piw z Hausta nie ma. A jeśli ma, to znikają tak szybko, że nie zdążę ich kupić. Jak żyć?
Moja ocena: 8/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz