I część druga eseju dotyczącego reklam piwa - a właściwie tego, co mnie w nich irytuje, co uważam za nieuczciwe lub naginające prawdę.
- Medale, nagrody, pierwsze miejsca
OK. Nie ma w tym nic złego, że producent szczyci się, że jego piwo zajęło pierwsze miejsce w jakimś plebiscycie, zdobyło złoty medal w konkursie itd. Mało tego – to dobrze, że browary chwalą się takimi osiągnięciami. Tylko że... No właśnie. Browar Łebski, skądinąd nieistniejący fizycznie, zasłynął m.in. tym, że stworzył medal za najlepsze piwo, a następnie... Sam sobie go wręczył! Znacznie mniejszym grzechem na tle takiego postępowania jawi się chwalenie się browaru, że jego piwo zostało uznane za najlepsze piwo w danym roku, a dopiero „drobnym drukiem” dopisane jest, że w jakiejś, dosyć wąskiej, kategorii. A bywa, że medal przyznany jest w konkursie, w którym bierze udział bardzo niewielu producentów – lub wręcz tylko browary należące do jednego koncernu... Inna sprawa, już trochę mniej kontrowersyjna: Kompania Piwowarska chwali się co i rusz, że Tyskie jest piwem medalowym i często na piwnych konkursach dostaje złote czy srebrne medale. I jest to prawda! Z tym, że warto poznać metodologię takich konkursów. Weźmy pod lupę np. medal dla Tyskiego od Instytutu Jakości Monde Selection (2011 rok). Medal przyznany? Przyznany. Z tym że... To nie był konkurs na najlepsze piwo! Nagrody tam zdobyły również takie "specjały", jak Harnaś, chyba wszystkie Okocimie czy Rybnicki Full. Żeby w takim konkursie dostać medal, nie trzeba być lepszym od innych - wystarczy zdobyć odpowiednio dużo punktów w badaniach m.in... Laboratoryjnych. Czyli innymi słowy, na chłopski rozum - wystarczy, że piwo spełnia odpowiednie normy jakości i już jest medal. A mimo to takiemu Tyskiemu nie udaje się rokrocznie zdobyć złotego medalu! I, żeby było zabawniej, złoty medal nie jest najwyższą nagrodą w tym konkursie...
- Klonowanie piwa oraz podszywanie się pod lokalny browar
Wspomniałem wcześniej o Łebskim Browarze i napisałem, że nie istnieje on fizycznie. W istocie – piwa dla Browaru Łebskiego warzy Browar Witnica. Innymi słowy – piwo Gdańskie, Sopociak, Łebskie itd. blisko morza znajdują się po raz pierwszy dopiero, gdy lądują na sklepowej półce! I tego typu inicjatyw mamy w Polsce mnóstwo. Piwo Pszczyńskie, Browar Wielicki itd. itp. Jasne, to nie jest przecież zabronione, ale jednak zostaje pewien niesmak, gdy ktoś jest przekonany, że w jego mieście warzy się dobre piwo, a dopiero po głębszym „researchu” okazuje się, że produkt został przywieziony z browaru, który z danym regionem nic wspólnego nie ma. To trochę tak, jak sprzedaż szynki parmeńska spod Radomia czy góralskiego oscypka z Mazur. Pół biedy, kiedy dane piwo faktycznie jest warzone specjalnie dla firmy operującej w ramach określonego miasta czy regionu – gorzej, gdy mamy to samo piwo, które w różnych miejscach występuje pod różnymi nazwami i etykietami. Tak jak wspomniałem – nie jest to zabronione, ale jednak jako konsument nie lubię być wprowadzany w błąd.
- Obowiązkowe na etykiecie kłosy, szyszki chmielu, wizerunek starego browaru
Tutaj może trochę przesadzam, ale chyba najpopularniejszym, a jednocześnie najnudniejszym motywem na piwnych etykietach są kłosy jęczmienia, szyszki chmielu i rysunek bądź zdjęcie starego browaru. Tylko że dziś do komercyjnego piwa (są wyjątki!) nie wrzuca się szyszek, a zamiast starych budynków z kominem mamy raczej do czynienia z nowoczesnymi obiektami przemysłowymi, które w niczym nie przypominają tych sprzed lat.
- Inne, mniejsze lub większe grzeszki
Na koniec tego minipodsumowania wymienię jeszcze kilka spraw, może najmniej istotnych, ale też ciekawych. Chociażby przedstawianie warzenia piwa jako procesu, gdzie przetaczane są wielkie, dębowe beczki, a wąsaty i brzuchaty piwowar co chwila pociąga łyk świeżo nalanego napoju, by sprawdzić smak. Spotkałem kiedyś człowieka, który był święcie przekonany, że piwo Dębowe Mocne naprawdę jest tak warzone! Albo mówienie o zdecydowanym smaku czy mocnej goryczce w przypadku piwa, gdzie goryczka taka jest na poziomie homeopatycznym. Albo informacja o braku pasteryzacji piwa. Co z tego, że taki Kasztelan jest niepasteryzowany, skoro i tak jest wyjałowiony w inny sposób? Widziałem też na piwie napis "lekko pasteryzowane". Na zasadzie "jestem lekko w ciąży". Albo obejrzyjcie jakąś reklamę popularnego piwa. W reklamie takie piwo zwykle występuje z ładną, czubatą pianą... Konia z rzędem temu, który taką pianę rzeczywiście w reklamowanym piwie uzyska. Słynna jest sytuacja sprzed kilku lat, gdy w jednej reklamie tak nieudolnie komputerowo doklejono pianę, że momentami widać, iż wykracza ona poza obręb szklanki...
Oczywiście działań tego typu jest znacznie więcej. Najwięcej z nich obciąża duże, przemysłowe browary – chociażby z racji tego, że to głównie one wydają krocie na reklamy. Jednak i niejednemu mniejszemu producentowi podobne zagrywki nie są obce... Ja wiem, że „reklama jest dźwignią handlu”, ale jednak nie lubię być oszukiwany.
A może się mylę i nie ma nic złego w opisanych przeze mnie zjawiskach?
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz