wtorek, 27 stycznia 2015

Zimą pijmy portery bałtyckie!

     A już myślałem, że tej zimy nie doczekamy się śniegu. Nie żebym szczególnie narzekał – zdecydowanie preferuję lato – jednak to jest piękne w klimacie umiarkowanym, że mamy wyraźnie różne, następujące po sobie pory roku... A jak jest zima, to musi być zimno! Chociaż mrozy potrafią czasem człowieka wykończyć i zdecydowanie zniechęcić do opuszczenia ciepłych domowych pieleszy. A jeśli już postanowimy zostać w domu, to w mroźny, zimowy wieczór lepsze od schowania się pod kocykiem z ulubioną książką/laptopem/osobą jest tylko zrobienie tego samego, ale ..... Ze szklanką dobrego porteru!



(jedna sprawa: porter bałtycki nie zawsze jest tym samym, co porter ogólnie, jednak w tym tekście będę używał słowa "porter" wyłącznie w odniesieniu do porterów bałtyckich)

     Czarny niczym niebo na śląsku, mocny jak cios Lou Savarese i ciężki jak stała klientka McDonald'sa. Porter bałtycki. To esencjonalne, bardzo mocne piwo to dla wielu osób (niekoniecznie słusznie) wręcz synonim „piwa ciemnego”. Faktycznie przez wiele lat portery bałtyckie były jedynym dostępnymi w miarę łatwo piwami w kolorze innym niż – jak dumnie twierdzą producenci - „złocisty” (zwykle przypominającym raczej rozwodnione siuśki, zresztą nie tylko pod względem koloru); nie może więc dziwić takie skojarzenie, w szczególności u starszego pokolenia piwoszy i piwoszek. Na szczęście porter jako styl przetrwał lata piwnej posuchy i wciąż gości na półkach sklepowych. I staje się coraz łatwiej dostępny; aktualnie na rynku w sprzedaży jest kilkanaście różnych porterów bałtyckich, niektóre dostępne są sezonowo, a kolejne portery – i wariacje na ich temat - wciąż powstają!

     No dobra, ale dlaczego pić te portery? I dlaczego akurat zimą? Cóż – dlaczego zimą, to chyba oczywiste. Przede wszystkim: mocne piwo przyjemnie rozgrzewa. Dalej: w lecie mamy raczej ochotę na lekkie, orzeźwiające piwa, pomagające nam przetrwać lejący się z nieba żar. Do tego latem wieczory znacznie chętniej spędzamy na zewnątrz, nieraz w gronie przyjaciół – a szybkie wypicie już dwóch czy trzech porterów z rzędu może skutecznie nas z tego grona wyeliminować! 9 czy 10% alkoholu to nie rurki z kremem i należy się z tym obchodzić ostrożnie – wielka moc to wielka odpowiedzialność, czy jakoś tak... Oczywiście skłamałbym, gdybym stwierdził, że nie zdarzyło mi się przesmacznego porteru wypić w kilka łyków, rzucając się na niego łapczywie jak klienci Lidla na przecenione karpie. Niemniej ciężar takiego piwa zwykle powoduje, że sączy się je nieraz i godzinę. Niczym kieliszek dobrego wina.


     Porter jest nazywany, nie bez przesady, piwowarskim skarbem Polski. Jest to jeden z niewielu (właściwie jedyny – obok piwa grodziskiego) typowo polski piwny styl, a w dodatku nie ma drugiego kraju, gdzie portery byłyby tak popularne i smaczne. Nawet nasze koncerny, czy to Żywiec, czy Okocim, warzą całkiem fajne portery. Tego stylu, z niezrozumiałych dla mnie powodów czasem u nas niedocenianego, zazdrości nam niejedna piwna potęga z zachodu, do tego złych porterów praktycznie się u nas nie warzy! Owszem, zdarzają się wpadki, pojedyncze gorsze warki, niemniej trzeba mieć naprawdę sporego pecha, by trafić porter nadający się do zlewu. Już prędzej trafi nas piorun, gdy po to piwo idziemy do sklepu... Ale oczywiście są portery lepsze i gorsze. Kilka tych ciekawszych – i przeważnie smaczniejszych - postaram się tutaj wymienić.

     A, i jeszcze jedno – porter, podobnie jak wino, im jest starszy, tym lepszy. Podawana na etykiecie data ważności zwykle nie ma żadnego znaczenia, gdyż najlepszego smaku piwo takie nabiera po latach przebywania w lochach czy innej piwnicy – ale o tym więcej i szerzej napisałem tutaj: >>klik<<.  

     OK, to jakie portery polecam? Nie twierdzę, że akurat te są najlepsze, jednak po nie najchętniej sięgam (kolejność przypadkowa):

1. Fortuna, Komes Porter. Piwo to zdobyło niedawno medal w jednym z najbardziej prestiżowych, międzynarodowych konkursów - i nie bez powodu. Obecnie dostępny m.in. w okolicznościowych butelkach.
2. Ciechan, Ciechan Porter 22. To był jeden z tych porterów, które wypiłem w kilka minut, mimo wyraźnego ciężaru i esencjonalności. Pychota.

3. Pinta, Imperator Bałtycki. Nie jest to typowy porter bałtycki - uwarzono go z udziałem amerykańskich chmieli - ale kiedy spróbowałem go po raz pierwszy, szczęka mi opadła, a zęby musiałem zbierać z podłogi. Przygotujcie się na ekstremalne doznania!

4. Widawa, Smoked Porter. I znowu wariacje na temat porteru - tym razem porter wędzony. Dawno już żadne piwo nie sprawiło mi takiej przyjemności - ale ja lubię ciężkie, wędzone piwa.

5. Browary Łódzkie, Porter. Ciekawostka - porter w puszce. Wprawdzie zdarzają się mu wpadki, to jednak jest solidny, smaczny porter, a do tego bodaj najtańszy w Polsce. Podejrzewam, że gdyby zapakowano go w ładną butelkę i sprzedawano dwa razy drożej, sprzedawałby się równie dobrze.

A Wy macie swoje ulubione portery?

4 komentarze :

  1. No mamy - Żywiec, Grand, Cornelius. Ogólnie wszystkie są na niezłym poziomie, ale nie wszystkie są identyczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grand spoko, Żywiec zwykle też, no i dostępny na każdym rogu... Do Corneliusa jakoś nie mogłem się przekonać. Ale prawdą jest, że też dawno go nie piłem.

      Usuń
  2. Polecam porter żywiecki, ale tylko z lany, dostępny w piwiarni koło browaru w Żywcu. Może być tez w wersji z dodatkiem Advocata, wtedy rozgrzeje mocniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście lany porter z Żywca (a właściwie z Cieszyna, bo tam jest warzony) dostępny jest też w Katowicach w Katofonii :) Ale nie słyszałem jeszcze o połączeniu z Adcovatem, będę musiał spróbować :)

      Usuń