wtorek, 13 stycznia 2015

Piwo zabija

     Tym razem temat trochę cięższy, niż zwykle. Otóż: piwo zabija. I nie chodzi mi tu o komórki mózgowe, które mordujemy każdą kroplą alkoholu; nie chodzi też o pijanych kierowców, marskość wątroby czy głupoty, na które niejeden i niejedna odważyli się po kilku(nastu) piwach. Otóż: piwo zabija i to bardzo dosłownie. Nie każde. Właściwie zdarza się to bardzo rzadko; już większa jest szansa, że trafi nas piorun, gdy po to piwo do sklepu idziemy, albo że politycy zaczną dotrzymywać obietnic przedwyborczych... No, może trochę przesadziłem. Zwykle wiąże się to z tym, że do piwa dostanie się coś, co zdecydowanie w nim być nie powinno. Czasem zakażenie. A czasem człowiek.




     #1 Utonięcie w piwie


     Na pewno znacie historię, że (podobno) w Mezopotamii piwowara, który uwarzył złe piwo, topiono potem w jego beczce. Utopienie w piwie przewija się też czasem w dowcipach jako sposób na przyjemną śmierć (śmiem wątpić). Np w tym:

     Koledzy piwowara, który utopił się w kadzi z piwem, spotykają się na stypie. Jego najlepszy przyjaciel przemawia i opowiada, jakim to zmarły piwowar był dobrym człowiekiem i warzył świetne piwo, gdy przerywa mu pytanie z sali:
-Przepraszam, a czy umarł szybko?
Mówca odpowiada:
-Nie, w trakcie tego musiał trzy razy wyjść się odlać.

     Suche jak pięty Cejrowskiego, prawda? Jednak takie rzeczy zdarzają się nie tylko w dowcipach. W pierwszej połowie XIX wieku doszło do awarii w jednym z londyńskich browarów. Pękła kadź, w której warzone były setki hektolitrów porteru - a tak powstała siła spowodowała również wyciek z kolejnych kadzi. Hałas podobno słyszany był w odległości wielu kilometrów... A wezbrana fala piwa zalała okoliczne piwnice (wówczas często wykorzystywane jako pomieszczenia mieszkalne), topiąc 8 osób.

     W XIX czy XX wieku dosyć często zdarzały się przypadki, że ktoś wpadł do kadzi i więcej z niej nie wypłynął. Czasem miało to związek z brakiem ostrożności, a czasem dochodziło do sytuacji, gdy unoszące się opary (np. dwutlenku węgla) doprowadzały osobę do zawrotów głowy, co również kończyło się tragicznie.

     Ale nie tylko wypadki były przyczyną utonięcia w piwie. W 1923 roku nowozelandzki piwowar z browaru w Dunedin zostawił na swoim biurku notkę z tekstem:

Znajdziecie mnie w kadzi nr 3. Cześć wszystkim!

I faktycznie: znaleziono go w kadzi nr 3...

     #2 Krokodyla żółć w piwie


     Sprawa bardzo świeża. W Mozambiku na skutek zatrucia lokalnym piwem zmarło 69 osób, a kolejnych 196 zostało hospitalizowanych. Prasa na całym świecie donosi, że przyczyną ich śmierci była zawarta w piwie... Krokodyla żółć. Na razie nie wiadomo, jak się tam znalazła (czyżby miejscowy piwowar nasłuchał się legend miejskich o byczej żółci i postanowił nadać nią piwu większej goryczki?).

     Niemniej zrobiłem mały research i wychodzi na to, że sprawa krokodylej żółci może być kaczką dziennikarską. Po pierwsze: żadne „poważne” źródło nie pisało o krokodylej żółci. Associated Press, agencja prasowa, która poinformowała świat o smutnym zdarzeniu, nawet nie wspomniała o żadnej żółci. Po drugie: by być śmiertelnym, stężenie jej w piwie musiałby być na tyle wysokie, że piwo byłoby właściwie niepijalne. Po trzecie – kupno przemysłowej ilości krokodylej żółci jest właściwie niemożliwe. Ale jako tytuł artykułu w tabloidzie - "śmierć przez żółć w piwie" - brzmi naprawdę medialnie.

#3 Soda kaustyczna


     Czyli środek często stosowany (również przeze mnie) w piwowarstwie domowym do dezynfekowania sprzętu. Jednak to nie piwowar domowy mało nie doprowadził do śmierci 47-letniego producenta telewizyjnego Davida Caminala. Stało się to w jednym z wielu pubów w Leeds, gdzie David raczył się pintą ale'a nalanego przy pomocy pompy. Jak się okazało – w pompie zalegały resztki ługu sodowego, czyli mocno żrącej cieczy, która powstaje po dodaniu NaOH (sody kaustycznej) do wody. Mężczyzna przeżył, jednak lekarze przez długi czas nie byli pewni, czy na pewno mu się to uda. Najpierw wylądował na oddziale intensywnej terapii, a i kolejnych kilka tygodni spędził w szpitalu.

     Dlatego pamiętajcie, by po użyciu sody sprzęt bardzo, ale to bardzo dokładnie wypłukać. I może zneutralizować działanie zasady np. octem. A w trakcie dezynfekcji chrońcie oczy i skórę. Może nie aż tak dokładnie, jak ja na tym zdjęciu, ale jednak.

#4 Zakażenie w piwie


     Zwykle, gdy w trakcie warzenia dojdzie do zakażenia piwa, piwo takie brzydko pachnie, dziwnie smakuje i od razu wiadomo, że coś jest z nim nie tak. Podobnie w przypadku, gdy piwo stojące na sklepowej półce skwaśnieje lub z innej przyczyny (np. nieszczelny kapsel) się zepsuje. Dlatego nie ma obaw, że kupione przez nas w sklepie piwo, gdy się przeterminuje, to będzie trujące; jeśli coś będzie z nim nie tak, od razu to wyczujemy. Są jednak sytuacje, gdy „zepsucia” wyczuć się nie da.

    Wracamy do Afryki. Pan Chinenye Gerald Onwuachu pozwał niedawno jeden z nigeryjskich browarów, gdy po wypiciu uwarzonego przez niego licencyjnego Heinekena zaraził się wirusowym zapaleniem przewodu pokarmowego. Na skutek zakażenia doszło do obrzęku śródjelitowego i poważnych dysfunkcji nerek. I jak tu ufać koncernom?

#5 Wybuchowe piwo



     Historia wprost z Nagród Darwina. Wprawdzie jest to legenda miejska, ale na tyle ciekawa, że warta przytoczenia tutaj.

     Japoński browar Asaka (niestety – nie ma takiego browaru) stał się znany dzięki warzeniu piwa o nazwie „Suiso”, które było gazowane... Wodorem. Dzięki temu piwo stało się bardzo popularne w barach karaoke – wodór naturalnie podwyższał głos osoby spożywającej Suiso, a do tego przy popiwnym odbijaniu się można było ciekawie się pobawić. Otóż wydobywający się z ust gaz był podpalany zapałką lub papierosem, co dawało fajny efekt – człowieka ziejącego ogniem. Jednak jeden z bywalców karaoke przesadził.


     Pan Otoma, kompletnie pijany, wypiwszy 15 butelek Suiso postanowił się zemścić na jury, które nie doceniło jego wokalnych umiejętności i tak „beknął”, że jego podpalone wyziewy doprowadziły do pożaru odzieży i włosów jednej z zasiadających w jury kobiet. Nic więc dziwnego, że ochrona postanowiła wyrzucić pana Otoma. Jednak pijany śpiewak nie chciał poddać się bez walki i postanowił tym razem podpalić chcącego go usunąć bramkarza – jednak jednocześnie dostał silny cios, który poskładał pana Otoma tak nieszczęśliwie, iż ten... Połknął trzymanego przez siebie papierosa. Doprowadzając do wewnętrznej eksplozji nagromadzonych we wnętrznościach gazów...


(zdjęcia pochodzą z serwisów flickr.com, wikipedia.org i futurama-madhouse.net i z odmętów mojego dysku, chociaż trochę się boję tam zaglądać)


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz