
6 grudnia. Dzień niepodległości w
Finlandii, rocznica rozwodu Brigitte Bardot, urodziny Olafa
Lubaszenki, ale przede wszystkim data rokrocznej premiery kolejnego
Grand Championa! Jeśli przez ostatnie 5 lat słysząc nazwę
„Grand
Champion Birofilia” zatykałeś/aś uszy nucąc na głos Poker
Face, byle tylko nie dowiedzieć się, co to jest, to wyjaśniam (a
jeśli wiesz – możesz przestać czytać ten akapit i przejść
niżej):
Festiwal Birofilia to doroczna impreza organizowana przez
Grupę Żywiec na terenie swojego żywieckiego browaru. W trakcie imprezy można
nawalić się spróbować
setek piw z całego świata, a do tego (albo: przede wszystkim)
odbywa się konkurs piwowarów domowych. Następnie zwycięzca
konkursu ma możliwość (w uproszczeniu) uwarzenia zwycięskiego
piwa na dużą skalę w cieszyńskim
Browarze Zamkowym należącym do
Grupy Żywiec. W zeszłym roku wygrała
Imperialna IPA wysłana na
konkurs przez
Czesława Dziełaka, a w tym
Dubbel uwarzony przez...
Czesława Dziełaka.
Jeśli dodać, że w podobnym konkursie
organizowanym przez właściciela Ciechana główną nagrodę i
„swoje” piwo wygrał również
Czesław Dziełak, to myślę, iż
nie będzie przesadą stwierdzenie, że w polskim piwnym piekiełku
jest to teraz nazwisko znane przynajmniej na miarę
Johnnego Deppa. Z
tą różnicą, że Dziełak nie ma na swoim koncie skandalu
narkotykowego i nie nosi wąsów, ale ponoć też jest dosyć
przystojny. Nie wiem, nie znam się; ale na pewno jest
przesympatycznym człowiekiem, o czym dane mi było przekonać się
jakiś czas temu, gdy przeprowadzałem z nim
wywiad.

Niesympatycznie za to zachowują się
jednak niektóre sklepy z sieci
Tesco. Od dwóch lat to właśnie w
nich (oraz w sklepach specjalistycznych, Piwiarniach Warki oraz
niektórych wybranych lokalach) odbywa się premiera.
6 grudnia w
samo południe o 18:00. Niestety, niektóre sklepy nie potrafią
uszanować tej umowy – nie wiem, czy handlowej, czy tylko
dżentelmeńskiej - co skutkuje tym, że piwo można nieraz kupić
wcześniej. Jednak zwykle nie figuruje jeszcze w sklepowej bazie
danych, więc jest nabijane jako coś innego – nieraz jako jakieś
żulpiwo za złotypindziesiąt... Ale z drugiej strony – jakbym ja
trafił na to piwo na półce przed premierą, to pewnie też bym je
kupił, takim jestem złym człowiekiem. Ale nie trafiłem. Smuteczek.
Trafiłem za to w dzień premiery wersję
beczkową. I następnego dnia też... Jako że ocena piwa spożywanego
w lokalu jest skażona grzechem wypijania razem z nim „atmosfery”
spotkania (a ta była dla jednej osoby dosłownie zwalająca z nóg –
pozdro Danka ;) ), z rzetelna oceną powstrzymałem się do momentu,
kiedy znalazłem chwilę, by w domowym zaciszu otworzyć butelkę.
0,33 l – i dobrze, wszak piwo ma aż 8,5% alkoholu.

Ale po kolei.
Dubbel to piwo w stylu... Dubbel. Najpierw standard: syk
kapsla, agresywne nalanie do gobletu (takie szkło, które widać na zdjęciach)...
Piany prawie nie ma. Szkoda.
Wąchanie. Lubię żłożony zapach „belgijskich” piw. Intensywny
aromat gumy balonowej i bananów przełamanych karmelem i zapachami
korzennymi. Przyprawy, suszone owoce. Słowem: skomplikowany jak
relacje damsko-męskie. Mężczyzny (albo kobiety, bym na seksistę
nie wyszedł), który/a pije za dużo – i to chyba rozpuszczalnika,
bowiem niestety wyraźnie
wyczuwalny jest alkohol... No tak. Piwo ma jedną, ale -
niestety - poważną wadę. Wiem, powinienem zacząć raczej od zalet
albo opisu smaku, ale jest to pierwsza rzecz na języku, jaka się
rzuca w... Usta.
Alkohol. I to w tym najgorszym,
rozpuszczalnikowym
wydaniu. W wersji beczkowej również na to zwróciłem uwagę, ale
nie wydawał mi się tak ordynarny; cóż, czasu na uwarzenie Grand
Championa było bardzo mało (konkurs odbywa się w czerwcu), stąd piwo to jest jeszcze mocno
nieułożone. Podobnie było w przypadku Grand Championa 2013... Ale
dobra, alkohol na bok; piwo jest
dosyć słodkie, wręcz likierowe;
ciało słodowe jest przeciętne, nie nazwałbym tego piwa ani nader
treściwym i ciężkim, ani wodnistym. Czuć w nim posmaki
piernikowe, owocowe i - mimo tego przeklętego alkoholu - "wchodzi"
dosyć dobrze. Co może być zdradliwe...
Pierwsze, co należy zrobić z tym
piwem, to na pewno nie otwierać – tylko schować w ciemnej piwnicy
i poczekać. Ile? Nie wiem. Miesiąc. Pół roku. Rok. Poczekać, aż
się ułoży. Albo inaczej – mieć nadzieję, że się ułoży. Ja
taką nadzieję mam. Bo poza tym nachalnym jak osy w lecie alkoholem
jest to fajne piwo. A przynajmniej ma potencjał, by takim być.
Ocena? 6,5/10. Na zachętę.
Czyli – leżakujemy! A przynajmniej ja zakopię jakieś
butelki na kilka miesięcy.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz