czwartek, 23 października 2014

Piwne etykiety, etykiety piwne

     Jak już wielokrotnie pisałem, wygląd ma znaczenie. Możemy się zarzekać, że liczy się wyłącznie wnętrze, a wygląd to tylko powierzchowny dodatek, ale tak nie jest. Tak już jesteśmy skonstruowani, że świat poznajemy wieloma zmysłami, a dopiero wypadkowa sygnałów, którą otrzyma nasz mózg, składa się w całość. I dlatego uparcie uważam, że opakowanie piwa czy jego etykieta ma znaczenie dla nas, jako konsumentów. Powodów jest kilka – i opisywałem je tutaj i tutaj, nie będę więc się powtarzał. O czym będzie więc ten wpis? O samych etykietach. I tylko tych polskich.

     Podzieliłem je na kilka kategorii. Jeszcze kilka lat temu większość wzorów etykiet sprowadzała się do tego samego, nudnego z dzisiejszego punktu widzenia układu, dopiero wraz z nastaniem mody na piwa nowofalowe (oczywiście przesadzam – już wcześniej pojawiały się ciekawe etykiety, chociażby seria smoków z Fortuny, pamięta ktoś?) etykiety stały się bardziej fantazyjne, kolorowe, nieraz odjechane, głupie lub po prostu ciekawe. Ale po kolei:




1. Duża nazwa piwa + logo browaru/piwa

     Etykiety chyba wszystkich najpopularniejszych piw się do tego sprowadzają. Duża nazwa na środku, powyżej logo browaru lub samego piwa, wszystko to wsadzone w mało gustowny okrąg, jajo czy inny w miarę regularny kształt i voila! Etykieta gotowa. Właściwie to nie tylko największe browary w ten sposób „ozdabiają” swoje piwa – podobnie wygląda wiele piw dyskontowych czy też tych tańszych z mniejszych browarów. Zresztą zobaczcie sami – wszystko na jedno kopyto:



2. Zamki, zamki
     Niektórzy bardziej kreatywni graficy wrzucają na etykietę także zamek. Albo Zamek. I tak mamy zamki na etykietach piw z Namysłowa, Ciechana, Cieszyna i nie tylko. Zamki, zamki, zamki. Przecież Polacy kochają zamki! Chociaż 3/4 z tych piw żadnego zamku nie widziało nawet przez szybę ciężarówki. Oczywiście hejt może być nieuzasadniony – wszak niektóre z tych browarów faktycznie były miliard lat temu browarami zamkowymi – jednak kiedy na etykiecie kolejnego piwa widzę zamek, to ostentacyjnie ziewam. I go nie kupuję. Nuuuuda.
(wiem, że puszka, a nie etykieta, ale jest zamek? Jest.)


3. Kłosy jęczmienia, pszenicy

     Kolejnym nudnym motywem klepanym w kółko jak reklamy na Polsacie są kłosy. No tak, podkreślmy, że nasze piwo jest ze zboża! Bo inne są z ogórków. Ech. Student grafiki komputerowej za czapkę gruszek zrobi lepszą i ciekawszą etykietę, niż te, którymi raczy nas niejeden polski browar, a tyczy się to także tych większych spośród tych mniejszych. W sumie grafik ze mnie żaden, a zmysł estetyczny mam na poziomie niedorozwiniętego kartofla, ale i tak zrobiłbym coś ciekawszego.



4. Szyszki chmielu

     To samo, co w przypadku kłosów zbóż. Tym gorzej, że zwykle etykiety takie pojawiają się na piwach o homeopatycznej goryczce, gdzie chmielu jest mniej, niż trudnych słów w Super Expressie. Zieeew. Do wora z tymi etykietami.

     Ewentualnie, jeśli piwo jest aromatyzowane, to na etykiecie mamy wizualizację tego, czym powinno smakować. Tak na wszelki wypadek, jakby chemicznym posmak jabłka skojarzył nam się z apteką, a nie z zielonym, polnym jabłuszkiem – by było wiadomo, że nie jest to „piwo o smaku szpitalnych ścieków”.


     Jest też wiele konfiguracji łączących 1, 3 i 4 pozycję. Czasem też z drugą. Naprawdę na więcej Was nie stać, drodzy graficy?

5. Podszywanie się pod rzemieślników lub po prostu chałupnicze etykiety

     Celuje w tym zwłaszcza Browar Okocim. Bo jak mały browar, to pewnie etykieta słaba i chałupnicza, nie? Nie. Ale ciemny lud wszystko kupi. Z drugiej strony niektóre z tych piw nie są nawet złe, a i pochwalić należy podawanie chociaż stylu i ekstraktu na etykiecie (co wcale nie jest regułą w przypadku większych browarów!). No i faktycznie przypominają one chociażby niektóre etykiety piw z browaru Wąsosz, które jak dla mnie trącą latami 80. (mimo że „nowy” Wąsosz jest młodszy, niż sezonowe piwa z Okocimia). Cóż, niektóre browary naprawdę oblepiają swoje piwa czymś, co wygląda, jakby robiono je w Paincie albo było rysowane kredką do oczu.



(powyższe zdjęcia pochodzą ze stron http://browarwasosz.pl/ i http://www.okocim.pl/)

6. Postacie lub „brand hero”

     Znacie określenie „brand hero”? Brand hero to postać występująca w reklamach czy na opakowaniach produktów danej marki. Świetnym przykładem takich postaci są Serce i Rozum z reklam Tepsy albo ludzik Michelin. Również polskie piwa mają lub miały swoje brand heroes – lub heroines. Pamiętacie panią Pintę? 




     Tutaj krok dalej idzie AleBrowar, którego etykiety naprawdę lubię. Zakręcone postaci, fajna kreska, etykiety, których nie da się z niczym pomylić – no chyba że z żabkowymi Alter Beer.


Wypada też wspomnieć niektóre etykiety z browaru SzałPiw – które może nie są aż tak odjechane, jak te alebrowarowe, jednak dalej są fajne i ciekawe. No i zawsze plus za lokalny patriotyzm.




     No i oczywiście seria piw z Widawy warzonych we współpracy z Kopyrem – zwierzęta oraz ludzie, ostatnio indianie. Uważam te etykiety za całkiem ładne.



W tym zestawieniu nie mogło oczywiście zabraknąć browaru Edi :)

(zdjęcie ze strony www.mmnowasol.pl)



7. Serie piw z niemal identycznymi etykietami

     Ostatnio złapałem się na tym, że sięgając po piwo z browaru Doctor Brew nie byłem w stanie sobie przypomnieć, czy dane piwo już piłem, czy jeszcze nie. Właściwie etykiety piw tego browaru podpadają pod kategorię pierwszą – logotyp browaru i nazwa piwa, jednak porównywanie ich z etykietami z jedynki to jak postawienie obok siebie stereotypowych Niemek i pięknych, słowiańskich dziewczyn. Tylko co z tego, skoro te słowianki wyglądają jak klony! Na szczęście Doctor Brew zaczął nieco odważniejsze eksperymenty z etykietami. Podobnie sprawy się mają z piwami np. z Pracowni Piwa – ale przyznaję, że nie wszystkimi.





    Tutaj nieco fajniejszą serią są nowe etykiety z Pinty – dla mnie są trochę za grzeczne i zbyt zimne, jednak trzeba przyznać, że profesjonalne. I nie zachodzi ryzyko pomyłki, jak przy powyższych piwach.


8. Freestyle

Czyli wszystko, co nie podpada pod powyższe kategorie. Niektóre są nudne, inne dziwne, ładne lub brzydkie, jednak zwykle zwracające uwagę. Etykiety z browaru Ursa Maior są śliczne.

9. Brzydkie etykiety



     Chciałem stworzyć tę kategorię tylko dla – moim zdaniem – najbrzydszej polskiej etykiety wszech czasów, jednak szybki rzut oka na czekające na wyrzucenie butelki skłonił mnie do wrzucenia tutaj jeszcze jednej. Również od chwalonego przeze mnie AleBrowaru. Pomieszanie czcionek, bury kolor, ogólnie niefajna kompozycja.

     No i wielki finał. Spójrzcie na to. Kawałek obrazka wycięty ze stockphoto (pewnie centymetr niżej był znak wodny), wielki napis na białym tle – widać wklejenie napisu na obrazku było zbyt trudne, podobnie jak stworzenie jakiegoś wzoru pod spodem albo naniesienie innego koloru – całość tworząca wręcz odrzucające wrażenie. Podpowiedź: jeśli już robicie etykiety w paincie, to zamieszczam wskazówkę, pozwalającą osiągnąć Wam wyższy poziom wtajemniczenia:  




P.S. Widoczny na górze projekt etykiety mojego autorstwa (jest na nim wszystko, co popularne - szyszki chmielu, kłosy, wstęga z tytułem, medale, kłosy, zamek) oddam chętnemu browarowi za czteropak. Pod warunkiem, że uwarzy coś dobrego...

3 komentarze :

  1. Dla zainteresowanych tematem poleciłbym stronkę http://www.ohbeautifulbeer.com/

    OdpowiedzUsuń