Szwecja. Kraj, gdzie nie kupisz butelki
wódki na każdym rogu, tak, jak jest to u nas. Kraj, gdzie – kiedy
nagle w niedzielę wieczorem najdzie Cię ochota – nie kupisz w
pobliskiej żabce butelki wina. I to nie tylko dlatego, że nie ma
tam Żabek... Kraj, gdzie nie można kupować „czteropaków”, a
promocje w stylu „drugie piwo gratis” są zabronione. Kraj, gdzie określenie "sklep monopolowy" to nie tylko zwyczajowa nazwa z zamierzchłej przeszłości;
tam państwo naprawdę ma monopol na sprzedaż mocniejszego alkoholu!
A czym jest mocniejszy alkohol? W tym „mocne piwo”? Według
szwedzkiego ustawodawstwa każdy napój, który ma więcej, niż...
3,5% alkoholu. A mimo to kraj ten nie może sobie poradzić z plagą
alkoholizmu.
Kolejną ciekawostką jest to, że w tamtejszych sklepach
monopolowych, zwanych Systembolaget,
piwa nie mogą być sprzedawane z lodówki. Tzn. w teorii mogą, ale
tamtejsze prawo zabrania dyskryminacji czy promowania jednej marki
alkoholu kosztem innej w Systembolaget,
więc nie ma wyjścia – albo wszystkie butelki i puszki muszą
znaleźć się w lodówce, albo żadna... W lokalach, które
sprzedają alkohol, MUSI być serwowane jedzenie. Mało tego –
butelki piwa nie można w restauracji kupić na wynos. Obostrzeń tego typu
jest tam znacznie, znacznie więcej – a mimo to kraj ciągle nie
może poradzić sobie z plagą alkoholizmu. Bimbrownictwo staje się
sportem narodowym, a promy do Danii czy Polski są wypełnione alkoturystami.
I nic w tym dziwnego. Z alkoholem jeszcze nikt nie wygrał!
Niemniej w przypadku piwa importowanego komercyjnie do Szwecji sprawa jest o tyle ciekawa, że niektóre browary warzą specjalne odmiany swoich flagowych piw w wersji lżejszej, tj. poniżej 3,5% alkoholu. I tak np. Angielski Wychwood, znany chociażby z warzenia dostępnego u nas piwa Hobgoblin, czyli ciemnego ale o mocy 5,2%, w Szwecji sprzedaje Hobgoblina 3,5%. I przyznam się, że o ile takiego Hobgoblina wolałbym nie próbować (oryginał zachowałem w pamięci jako dobre piwo i nie chcę psuć sobie wspomnień), o tyle przywiezionego mi przez kolegę lagera Pripps Blå, o mocy nie przekraczającej tych magicznych 3,5%, chętnie spróbuję.
Niemniej w przypadku piwa importowanego komercyjnie do Szwecji sprawa jest o tyle ciekawa, że niektóre browary warzą specjalne odmiany swoich flagowych piw w wersji lżejszej, tj. poniżej 3,5% alkoholu. I tak np. Angielski Wychwood, znany chociażby z warzenia dostępnego u nas piwa Hobgoblin, czyli ciemnego ale o mocy 5,2%, w Szwecji sprzedaje Hobgoblina 3,5%. I przyznam się, że o ile takiego Hobgoblina wolałbym nie próbować (oryginał zachowałem w pamięci jako dobre piwo i nie chcę psuć sobie wspomnień), o tyle przywiezionego mi przez kolegę lagera Pripps Blå, o mocy nie przekraczającej tych magicznych 3,5%, chętnie spróbuję.
Carslberg
Sverige, Pripps Blå
Niczego
sobie po tym piwie nie obiecuję. Zdziwię się, jeśli nie będzie
cienki jak dupa węża – puszkowy, niedrogi (jak na szwedzkie
warunki), niskoekstraktywny koncerniak. Ale może nie mam racji? Może
ten tradycyjnie wódczany kraj (zaliczany do tzw. Vodka Belt)
zaskoczy mnie pozytywnie lekkim, pijalnym lagerem? Niedoczekanie
moje. Piana opadła niemalże do zera w kilkanaście sekund.
Wysycenie jest tak mocne, że w moim żołądku już po kilku łykach
toczy się epicka batalia. Zapachu jest tyle, ile i smaku - czyli równie
mało. Jakaś śladowa słodowość, kwaskowatość jak w wodzie
gazowanej i to właściwie tyle! Nawet w taki upał jak dziś picie
tego nie sprawiło mi przyjemności; równie dobrze mogłem nalać
sobie Nałęczowianki. Już nasze koncerniaki mają więcej smaku;
nawet pite przeze mnie niedawno Tyskie 3,5% zdawało się przy tym być smakową bombą... No, może przesadzam, ale przynajmniej cokolwiek dało się o nim powiedzieć. a o Pripps Blå - nie. Płaskie, nudne, wodniste i bezsmakowe.
Biedni
Szwedzi.
Moja
ocena: 2,5/10
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz