poniedziałek, 5 maja 2014

Rewolucja na Ukrainie. Piwna.

     Ukraina to jedna z moich miłości podróżniczych. Zwykle nie jeżdżę na wakacje dwa razy w to samo miejsce, a w miarę możliwości staram się zwiedzać kraje, które jeszcze nie zaznały szczęśćia goszczenia mojej osoby – jednak coś na Ukrainę ciągnie mnie raz po razie; nie wiem, czy to pewna dzikość i brak uporządkowania, poczucie, że nie wszystko da się tu do końca zaplanować, otwartość ludzi; nie bez znaczenia jest też to, że ceny są tam zwykle niższe, niż w Polsce. Nowy rok świętowałem na Ukrainie dwa razy, w lecie opalałem się na Krymie, z Iwano-Frankiwska wywiozłem bliznę na twarzy, w Kijowie zwiedziłem od wewnątrz kilka komisariatów, a dziś rano wróciłem z Zakarpacia. I jest tylko jedna rzecz na Ukrainie, za jaką szczególnie nie tęsknie – jest to piwo.



     Mieszkańcy Ukrainy mają teraz na głowie znacznie poważniejsze sprawy, niż piwna rewolucja, jednak to nie jest tak, że cały kraj owładnięty jest przemocą – w większości miast toczy się normalne życie, ludzie wstają rano do pracy, a wieczorem puby zapełniają się żądną piwa i zabawy młodzieżą. Nie mam zamiaru tutaj pisać o sytuacji politycznej, bo nie tego dotyczy ten blog: dlatego też skupię się na jego temacie, czyli na piwie. A to niestety na Ukrainie nie jest ani szczególnie wyszukane, ani wykątkowo smaczne. Albo inaczej: zdecydowana większość dostępnego piwa, to – podobnie jak u nas – po prostu jasne lagery; jednak w Polsce co i rusz powstają sklepy i puby „specjalistyczne”, „hipsterskie” czy „ale jak to nie ma Tyskiego?!”, w osiedlowych spożywczakach można nieraz dostać piwa z mniejszych browarów, sporo jest także browarów restauracyjnych, a na Ukrainie tego po prostu nie ma. Tzn. istnieją browary restauracyjne, niektóre warzą nawet coś ciekawszego, niż kolejne lagery (chociaż rzadko); witbiery są znacznie powszechniej dostępne, niż w Polsce. A przynajmniej były do niedawna, jeśli tutaj weźmiemy pod uwagę Żywiec Białe. Ponadto ciemne lagery nie są tam przez duże browary traktowane po macoszemu. Jednak w większości miast największą ekstrawagancją, na jaką można liczyć, jest Живое пиво, dosłownie żywe piwo, czyli po prostu piwo niefiltrowane i niepasteryzowane. Ale, czego można się domyśleć, są to niemalże wyłącznie (a może nawet wyłącznie) lagery.


     Powyższy akapit brzmi, jakbym traktował lagery jako coś gorszego; oczywiście tak nie jest, ale jednak większość pitych przeze mnie na Ukrainie piw była na jedno kopyto. Często piwa te wydawały się wprawdzie lepsze, niż rodzime koncerniaki (uwaga! Uogólniam, to nie jest przecież tak, że koncerniak = złe piwo), ale mógł to być efekt spod znaku „po drugiej stronie płotu trawa jest zawsze bardziej zielona”. Kilka lepszych piw, które mogę wymienić, to na pewno piwo z browaru hotelowego Star z Mukaczewa; nie było to piwo wybitne, ale jednak w smaku przypominało dobrego, czeskiego pilsa. Smaczku tutaj dodaje (albo ujmuje) fakt, że na wynos leją go do plastikowych butelek, jakie akurat się trafią – po wodzie mineralnej, kwasie chlebowym czy Coca-Coli; ja dostałem w butelce po tej ostatniej. Powszechnie dostępne wity (Оболонь Білe czyli Obołoń Białe czy Чернігівське Біле




– Czernichowskie Białe), co ciekawe podawane czasem z kminkiem, również są niczego sobie. Zastanawia mnie piwo z ryżem widoczne na pierwszym zdjęciu; jeszcze nie miałem okazji go spróbować, pewnie gdy znajdę czas na degustację, wrzucę krótką notkę na blogowy Facebook.

     Ale, jak wspomniałem, większość tamtejszych piw to nudne do bólu jasne lagery. Znacznie częściej niż u nas dostępne z plastikowych butelek, znacznie rzadziej za to w puszkach, zwykle tańsze. Czasem mocniejsze, czasem słabsze, czasem ciemne czy „półciemne”, ale jednak nuda. A może się mylę i na Ukrainie jednak piwna rewolucja też zatacza coraz większe kręgi? Może ktoś ma inne doświadczenia niż ja?

1 komentarz :

  1. Przy okazji witbirów to wypadałoby jeszcze wspomnieć o Białej Nocy czyli ciemnym witbirze z browaru Czernichowskiego.

    OdpowiedzUsuń