Zacząłem ten felieton bardzo
nietypowo. Zwykle zaczyna się od wprowadzenia w temat, przez
następnych kilka akapitów tworzy się logiczny wywód, a na końcu
przy jego pomocy udowadnia się (lub obala) postawioną we wstępie –
często tytule - tezę. Ja jednak postąpiłem inaczej – zacząłem
od potwierdzenia tezy. Taki ze mnie mały buntownik. A teraz postaram
się ją udowodnić.
Napisałem w życiu póki co tylko jedną pracę magisterską i trzy strony licencjackiej, więc nie jestem jakiś niesamowicie biegły w pisaniu naukowych wywodów, a do tego było to milion lat temu, studenci jeździli wtedy na uczelnie zatłoczonymi tramwajami i autobusami, a nie własnymi samochodami, mieszkali w siedemnastu w klitkach dwa na dwa bez dostępu światła słonecznego, na śniadanie jedli znalezione w piwnicy szczury, a komputery były na węgiel, ale wciąż pamiętam, że należało zacząć od wyjaśnienia pojęć. Więc na początek wyjaśniam, co rozumiem przez „piwną rewolucję” i dlaczego zawsze piszę to w cudzysłowie.
Napisałem w życiu póki co tylko jedną pracę magisterską i trzy strony licencjackiej, więc nie jestem jakiś niesamowicie biegły w pisaniu naukowych wywodów, a do tego było to milion lat temu, studenci jeździli wtedy na uczelnie zatłoczonymi tramwajami i autobusami, a nie własnymi samochodami, mieszkali w siedemnastu w klitkach dwa na dwa bez dostępu światła słonecznego, na śniadanie jedli znalezione w piwnicy szczury, a komputery były na węgiel, ale wciąż pamiętam, że należało zacząć od wyjaśnienia pojęć. Więc na początek wyjaśniam, co rozumiem przez „piwną rewolucję” i dlaczego zawsze piszę to w cudzysłowie.
Wiadomo, że polska „piwna rewolucja” to nie jest żadna rewolucja. Rewolucją było rozpoczęcie stosowania metody HGB, rozpoczęcie warzenia lagerów czy wprowadzenie pasteryzacji, ale powszechnie przez „piwną rewolucję” rozumie się przełamanie dyktatu koncernów i stopniowe (więc nie rewolucyjne!) pojawianie się na rynku polskich piw w stylach innych, niż jasny lager czy porter bałtycki oraz gwałtowny przyrost liczby nowych browarów w Polsce porównywalny tylko z przyrostem masy dzieci po otwarciu pierwszego w okolicy McDonald'sa.
A dlaczego uważam, że „piwna
rewolucja” trafiła pod strzechy? Innymi słowy – że poza
garstką zapaleńców i piwnych zboczeńców „dziwne” piwa i
„wynalazki” stały się stałym elementem piwnego krajobrazu na
naszym łez padole? Jeszcze do niedawna w każdym sklepie spożywczym
(ciekawostka bez znaczenia – w Barcelonie mieszkańcy na takie
sklepy mówią „Pakistani Store”) można było kupić piwo w
każdym możliwym stylu pod warunkiem, że był to jasny lager. A
dzisiaj? Największe koncerny wypuszczają (lepsze lub gorsze) piwa w
stylach dawno przez duże browary zapomnianych (bock, marcowe, ciemnylager), próbują swoich sił w piwach nowofalowych. Wyrastają kolejne multitapy, sklepy specjalistyczne,
czasem handlujące wyłącznie piwem. Każdy internauta może poczuć
się piwnym sędzią, w internecie roi się od bardziej lub mniej
profesjonalnych blogów, vlogów, grup, portali. Na piwa niszowe –
które już nie są niszowe – nastała moda.
Dzisiaj byłem w największej w Polsce sieci sklepów spożywczych. Wiadomo, której. Van Pur robi dla niej serię „ciekawych” piw – średnie pszeniczne, kiepskawe brown ale, dziwny pseudostout. A teraz zrobili dla nich IPA'ę. Wiadomo, nie umywa się to do rzemieślników, ale można dostać to w każdym polskim mieście i niejednej wsi, do tego w cenie niższej, niż niejeden korpolager!
Dzisiaj byłem w największej w Polsce sieci sklepów spożywczych. Wiadomo, której. Van Pur robi dla niej serię „ciekawych” piw – średnie pszeniczne, kiepskawe brown ale, dziwny pseudostout. A teraz zrobili dla nich IPA'ę. Wiadomo, nie umywa się to do rzemieślników, ale można dostać to w każdym polskim mieście i niejednej wsi, do tego w cenie niższej, niż niejeden korpolager!
Tutaj uwaga: bardzo lubię spiskowe
teorie dziejów. W małym palcu mam Reptilian, bazy Hitlera na
Antarktydzie, NWO czy grupę Bilderberg, więc przez myśl mi
przeszło, że może oto celowo wypuszcza się nienajlepsze piwo i
nazywa się je IPA, by zniechęcić do „piwnej rewolucji”
tyskożywcokonserwatystów? Wiecie, na zasadzie „Łukasz, masz,
spróbuj, przyniosłem pyszną IPA od nowego kontraktowca, spróbuj”,
a Łukasz odpowie „dzięki, piłem IPA z Biedry, syf, wolę
Bizonka”. Ale nie! Gdyż ta IPA wcale nie była taka zła. Mimo że
w życiu bym nie powiedział, że to IPA – ale to już temat na
osobny wpis.
Wracając do tematu: coraz częściej
ludzie, dla których piwo inne niż Żuberek albo Tatra to była
jakaś niepijalna aberracja, sięgają po nowe dla nich style. I ich
nie obchodzi to, czy do warzenia użyto słodu melanoidynowego czy
Caramunich, czy chmielone jest na zimno Cascade'm czy Citrą albo co
to w ogóle znaczy to całe IBU. Smakuje? Smakuje. To po co drążyć
temat?
Serio. Zauważcie – nie tyko Stonka
zleca warzenie dla siebie piwa innego, niż jasne lagery. Jeszcze do
niedawna wszystkie marki własne marketów (te wszystkie Barleye,
Rogery, VIPy itd.), to były piwa w tym samym stylu – różniące
się jedynie woltażem. A teraz? Tesco ma całą serię ciekawszych
piw (Rebel), Żabka i Fresh Market tak samo (Alter Beer), Pinta czy
Birbant trafiają także do rzeczonego Tesco czy Le Clerka. Małe
sklepy osiedlowe, do których schodzi się z zaklejonymi ropą oczami
w piżamie na poranne zakupy coraz częściej też poszerzają swój
asortyment; jeden z lepiej zaopatrzonych w crafty katowickich sklepów
to właśnie takie miejsce. A bierze się to często z piwnej pasji
samego właściciela.
Kolejne dowody: Grupa Żywiec wydzielaspod swojej kurateli jeden z browarów w celu warzenia piw mniejmasowych. Ogłasza konkurs, gdzie (ponoć) konsumenci wybierają, w
jakim stylu będzie kolejne piwo. Perła postanawia wypuścić na
rynek stouta. Lidl co i rusz importuje lub zamawia ciekawe style
piwa. Mnożą się także piwne festiwale - z jednego z nich pochodzi zdjęcie w nagłówku.
A na koniec scenka rodzajowa, o której
pisałem kiedyś na Fanpage'u:
Idę na piwo na tzw. domówkę, a w pobliżu miejsca imprezy, w sercu blokowego osiedla, jest sklep monopolowy, gdzie można kupić piwa z Pinty, AleBrowaru itd. Podchodzę do sklepu, przecina mi drogę taki mały, niegroźny dresik z czteropakiem puszkowego Kasztelana, i wręcza go trzem kolegom czekającym na niego na zewnątrz sklepu. Wtem największy z nich uderza go otwartą dłonią w potylicę i krzyczy:
-Co ty mi ***** ***** przynosisz za ***** ****stwo, sam sobie to pij, mówiłem Ci *****, że masz mi kupić piwa z Pinty, a nie ten szajs!
Kurtyna.
Piwna rewolucja trafiła pod strzechy!
Idę na piwo na tzw. domówkę, a w pobliżu miejsca imprezy, w sercu blokowego osiedla, jest sklep monopolowy, gdzie można kupić piwa z Pinty, AleBrowaru itd. Podchodzę do sklepu, przecina mi drogę taki mały, niegroźny dresik z czteropakiem puszkowego Kasztelana, i wręcza go trzem kolegom czekającym na niego na zewnątrz sklepu. Wtem największy z nich uderza go otwartą dłonią w potylicę i krzyczy:
-Co ty mi ***** ***** przynosisz za ***** ****stwo, sam sobie to pij, mówiłem Ci *****, że masz mi kupić piwa z Pinty, a nie ten szajs!
Kurtyna.
Piwna rewolucja trafiła pod strzechy!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz